Uczeń ma prawo szukać
Jakoś takie mam wrażenie, że tracimy wiarę w słowa a przez to w cuda, które przecież za sprawą wypowiadanych słów zawsze miały miejsce. Kiedy coraz mniej w nas będzie tej wiary w słowa to odetniemy sobie możliwość zmiany rzeczywistości, zwątpimy w przyszłość.
Jeszcze do niedawna wiele osób uważało się za wierzących niepraktykujących. Teraz to na prawdę rzadkość. Dziś pojawił nam się inny problem – praktykujący nie wierzący. I najśmieszniejsze jest to, że ten syndrom dotyka wszystkich. Albo stajemy się zabobonni albo przeintelektualizowani, albo tylko ufamy emocjom a wszystko to po to żeby poradzić sobie z tęsknotą której doświadczamy. A wszystko właśnie przez to, że tracimy wiarę w słowa.
Pocieszający może być jedynie fakt, że już Apostołów dręczyła ta sama niewiara i oni musieli się zmierzyć ze swoją praktyką i wiarą, tak żeby umocnić w sobie patrzenie w przyszłość. To paradoksalnie zgoda na bycie uczniem sprawiła, że z zalęknionych, nieufnych i non stop wątpiących mężczyzn z każdym dniem stawali się silniejsi w swojej wierze a przez to i praktyce. W momencie kiedy ja sam zgadzam się i przyjmuje fakt, że nie wszystko wiem i rozumiem z tego co dzieje się pośród ludzi z którymi żyję, pośród ludzi z którymi szukam Tego za którym tęsknie, dopiero wtedy kiedy jako uczeń widzę, że mam prawo do błędu, zmieniam się. Zmieniam się z praktykującego w wierzącego, który uzewnętrznia to w co wierzy.
Tak jedynie mogę zmienić siebie i to co jest wokół mnie. Ech, ja sam często nie chcę zgodzić się na taki układ choć wiem, że tylko taka postawa może dać pewność autentycznego spotkania Tego, którego szukam. A to, że się pomylę, no cóż, jako uczeń mam do tego prawo. Tylko czy ja jeszcze chce być Jego uczniem? Ale to już zupełnie inny temat.
Podobne wpisy