nowy7_fiolasak

Drukowałem bibuły przeciw komunie

Jan Flisak jako absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Sędziszowie Młp., absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i współcześnie. FOTO: ARCHIWUM

 

WSPOMNIENIA♦ Dorastałem w Górze Ropczyckiej, w czasach komunizmu. Mój tato ciągle słuchał stacji zachodnich (Wolna Europa, Głos Ameryki, Paryż i tak dalej), a z racji, że w dzień „komuna” niemiłosiernie zagłuszała te audycje, słuchało się ich w nocy. W 1978 roku siostra Krystyna przywiozła z Krakowa podziemne wydawnictwa. Tatuniu (tak mówi się w rodzinie na ojca) dzięki nasłuchowi stacji radiowych zorientował mnie, co dzieje się w Polsce i w świecie. To dlatego do tego czasu działałem przeciwko komunistycznym władzom.

Od 1978 roku byłem kolporterem różnych pisemek podziemnych, takich jak „Biuletyn Informacyjny KOR”, „IV rozbiór Polski”, „Zeszyty Edukacyjne Uniwersytetu Latającego”. Część pożyczałem, przekazywałem dalej, aby więcej osób mogło je przeczytać. Większość tego zbioru przepadła, kiedy w 1980 roku pożyczyłem go działaczowi NSZZ „Solidarność” w Wytwórni Filtrów w Sędziszowie Młp. Stanisławowi Wiktorowi. Ten przekazał ulotki dalej, wtedy wprowadzono stan wojenny i materiały już nie wróciły.

W tym samym czasie, od 1978 roku działałem też w Ruchu Światło – Życie, w diecezji tarnowskiej nazywanym Ruchem Oazowym. Wciągnęli mnie do niego Jan i Stanisław Magdoń oraz Zdzisław Pupa. W 1980 roku byłem na oazie w Opactwie OO Cystersów w Szczyrzycu. Wiadomość o strajkach w Świdniku i Mielcu podniosła mnie na duchu. Uważałem górali za elitę patriotycznego narodu polskiego. Razem z kolegą Baljonem z Zagorzyc napisaliśmy wtedy odręcznie odezwy do „Narodu”, które następnie poprzybijaliśmy w widocznym miejscu, w okolicach przystanku PKS w Strzyrzycu. Zaczajeni patrzyliśmy później na reakcje górali. Ku naszym rozczarowaniu, przechodnie niedbale patrzyli na nasze odezwy. Wreszcie ktoś je zerwał i zmięte rzucił na ziemię. Ogarnęło nas rozczarowanie.

Od tamtego czasu z pewnym dystansem śledziłem wydarzenia w następnych miesiącach. W styczniu 1981 roku myślałem, że Solidarność” zażąda wolnych wyborów, a tu okazało się, że wywalczyli ledwie jakieś wolne soboty. Siostra Krystyna pracowała wtedy w Czernichowie koło Krakowa i tam działa, razem z Romanem Loncem, jego żoną, Haliną i Maćkiem Wieczorkami w NSZZ „Solidarność”. W Liceum Ogólnokształcącym w Sędziszowie Młp. przekazywałem kolegom niektóre publikacje podziemne. Dostawałem je od siostry, a podawałem dalej między innymi Grzegorzowi Darłakowi i profesorce historii, pani Stanisławie Mice.

Kiedy 13 grudnia 1981 roku wprowadzono stan wojenny, myślałem o tym na przemian z ironią i ze złością. Mój tata wtedy już nie żył, mieszkałem z mamą w Górze Ropczyckiej. Miałem bardzo negatywne nastawienie do władz komunistycznych. W nocy z 13 na 14 grudnia, około północy, wybrałem się do Sędziszowa Młp. Spacerowałem w okolicach Wytwórni Filtrów, zakład był zmilitaryzowany. Nie widziałem jednak żadnych patroli i przez nikogo niepokojony wróciłem do domu. Matka niczego nie zauważyła, nadal spała. Zachęcony tą pierwszą wyprawą postanowiłem pójść do Sędziszowa jeszcze raz, tym razem z farbą. Pierwszy raz użyłem białej farby olejnej i napisy nie zdążyły wyschnąć zanim nadeszły poranne patrole. Funkcjonariusze zamazali napisane przeze mnie hasła na szybach wystawowych Pawilonu Handlowego „Tęcza”. Tymi hasłami chciałem zasygnalizować opór wobec władzy, ale tak, żeby nie niszczyć naszego polskiego majątku.

Po tym, jak pierwszym razem olejna farba nie zdążyła wyschnąć, na kolejną akcję malowania haseł zabrałem farbę, podkładową, tzw. minię. Ta schnie znacznie szybciej i napisy typu „Zima wasza – wiosna Nasza” pozostały czytelne przez jakiś czas. Konkretniej do momentu, kiedy pracownice pawilonu handlowego popołudniu uporały się z ich zmywaniem. Podczas ostatniej wyprawy „malarskiej” wymalowałem hasłami również asfalt i propagandową tablicę. Panie z Tęczy miały sporo pracy z tą farbą, dlatego zrezygnowałem.
W tamtym czasie tak zwanej bibuły w domu było więcej, bo brat Henryk również przywoził ją do Góry Ropczyckiej. W okresie stanu wojennego wszystko to ukryliśmy w drewutni, zapakowane w skrzynki po granatach, czy czymś w tym rodzaju.

W 1983 roku zdałem na Wydział Filozoficzno – Historyczny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Po ogłoszeniu wyników razem z bratem Henrykiem poszliśmy na Wawel. W krypcie grobowej Marszałka Józefa Piłsudskiego pomyślałem sobie „Wodzu prowadź do wolnej Polski”. Początkowo studia traktowałem jako okazję do działalności niepodległościowej. W pokoju akademickim przy ul. Śliskiej poznałem Ireneusza Drożdżowskiego, który działał w Liberalno-Demokratycznej Partii „Niepodległość.” Nie miałem żadnego innego dobrego wejścia do podziemia, więc zacząłem działać w tej organizacji.

Kilka miesięcy z grupą Ireneusza Drożdzowskiego spotykałem się w zakonspirowanym gronie i poznałem program partii. Zastanawiałem się, jak najskuteczniej walczyć z komunistami. Od 1984 roku zacząłem pracować jako konspiracyjny drukarz. Pomagałem drukować tak zwaną „N- kę”, czyli pismo „Niepodległość”. Drukowaliśmy w bloku mieszkalnym przy ul. Śliskiej. Lokalu użyczała nam córka sekretarza wojewódzkiego PZPR w Katowicach. W tym czasie trudno było znaleźć zwykłe mieszkanie dla studentów, a tym bardziej lokal do drukowania. Kolega, który pracował też jako listonosz, nauczył mnie techniki sitodruku.

W tym czasie, już poza grupą mojego kolegi, spotykałem się z ludźmi w Nowej Hucie. Jeden z pracowników huty w zakładzie robił nam potrzebne do druku przedmioty – zawiasy, ramki, raszple. Same sita drukarskie przemycano z zagranicy. Jako nośnika farby wykorzystywaliśmy pasty do prania „Komfort”. Niestety, któregoś dnia w paście były jakieś szkła i podczas pracy sito uległo pocięciu. Domyślaliśmy się, że to UB zorientowało się, do czego podziemie wykorzystuje pastę i w fabryce dosypywano jakichś szkiełek, które niszczyły sita.

Czekaliśmy, aż dostarczą nam nowe sito. W tym czasie skompletowałem zapas zużytych rajstop i pończoch od siostry do oczyszczania pasty, pirosiarczanu sodu, nadmanganianu potasu i denaturat. Ten ostatni do zmywania matrycy. Wreszcie koledzy dostarczyli sito. Wznowiliśmy druk. Strona tytułowa i reszta „Niepodległości” powstawała w kraju. Było też wydanie zachodnie „N-ki”, przygotowywane za granicę. To pierwszą stronę miało drukowaną z diapozytywów dostarczanych z kraju. Przedstawicielem organizacji na Zachodzie był Józef Darski, po latach dowiedziałem się, że w rzeczywistości nazywa się Jerzy Targalski, publicysta, dziennikarz, były zastępca redaktora naczelnego radiowej „Jedynki”.Wpadł z ulotkami
Moja mama, Maria Flisak umarła w 1985 roku. W tym samym roku trzeba było ewakuować punkt druku. W kwietniu milicja aresztowała brata naszej „gospodyni” przy ul. Śliskiej w Krakowie, gdy ten przewoził ulotki. Ona o tych jego wyczynach wcześniej nic nie wiedziała. Wynieśliśmy i zabezpieczyliśmy sprzęt oraz instrukcje druku. Sprawa przycichła, ale okazało się, że z tego lokalu nie możemy już korzystać.

Znalezienie nowego pomieszczenia dla drukarni spadło na mnie. Przy pomocy państwa Wieczorków wynająłem wolnostojący dom w Wołowicach koło Krakowa. Umowę spisałem z właścicielką, panią Kapustową. Organizacja (L-DPN) dała pieniądze i kupiłem węgiel. W lokalu nie było bieżącej wody, więc rodzinnym samochodem przywiozłem z Sędziszowa wannę, grzałkę i inne potrzebne sprzęty.
Z Nowej Huty przywiozłem cały samochód papieru. Jesienią 1985 roku zaczęliśmy druk w nowym lokalu w Wołowicach. Kierowałem już nową ekipą, było nas czterech. Jeden z chłopaków miał pseudonim „Profesor”. Byli studentami wydziału chemii UJ. Drukowaliśmy pismo „Mury”, redagowane między innymi przez Pawła Pacuta. W tym piśmie opublikowałem swój pierwszy artykuł pod pseudonimem Maurycy Mochnacki.

W Górze Ropczyckiej spotykałem się ze Stanisławem Wiktorem, Zdzisławem Pupą, Ryszardem Wszołkiem i Ryszardem Maciołkiem. Z dwoma pierwszymi dyskutowaliśmy o bieżących sprawach, wymienialiśmy bibułę, przekazywałem im ulotki. Pojawiał się również Andrzej Kubik i Władysław Darłak. Prowadziłem kółko samokształceniowe dla Stanisława Wiktora, Ryszarda Wszołka i Ryszarda Maciołka, wykładałem im historię.
Nadal należałem do Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, spotykałem się z Andrzejem Śliwą i zacząłem rozmawiać z nim i dyskutować z myślą o zawiązaniu nowej komórki „Niepodległości” w okolicy Sędziszowa Młp., ale się nie udało.

Paweł Pacut i Irek Drożdżowski wpadli, aresztowała ich milicja. Irek, na wzór Piłsudskiego, symulował podobno w więzieniu chorobę psychiczną. Wpadka oznacza, że nie mam łączności ze zwierzchnikami z partii (L-DPN), więc na własną rękę postanawiałem zlikwidować punkt druku w Wołowicach. Materiały do druku, czyli kilkadziesiąt ryz papieru przekazałem doktorowi Kosińskiemu z AGH, członkowi „Solidarności”.
W Arce i na Wawelu
Równolegle z pracą w L-DPN, chodziłem na wszystkie patriotyczne uroczystości i manifestacje z okazji 11 Listopada, 13 grudnia, 3 Maja, na Wawel albo do Arki w Nowej Hucie. Od 1984 roku byłem też kolporterem. Materiały odbierałem od doktora Kosińskiego. Co ciekawe punkt kontaktowy mieliśmy naprzeciwko lokalu POP-u, czyli Podstawowej Organizacji Partyjnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Jeśli była okazja, biegałem z ulotkami, sprzedawałem bloczki i znaczki poczty podziemnej, w naszej okolicy często kupował je Bogusław Malski. W międzyczasie koledzy z L-DPN wyszli z więzienia i „Niepodległość” nasiliła działalność.

Jest 1987 rok. Moje życie się zmienia, pobieramy się z Małgorzatą z domu Łabaj z Sędziszowa Młp. Zamieszkujemy u teściowej, przy ulicy Letniej 9. W Krakowie bywałem wtedy rzadziej, tym bardziej, że w 1988 roku urodziła się mi córeczka.

Dowiedziałem się, że w piwnicy mieszkania nowohuckiego u naszego przyjaciela, „złotej rączki”, leży powielacz. Zaproponowałem, że zorganizujemy druk w Sędziszowie Młp. W 1988, razem z jednym ze studentów chemii UJ, z którymi pracowałem w Wołowicach przywieźliśmy powielacz pociągiem z Krakowa do Sędziszowa Młp. Udaje się przetransportować też cały pozostały sprzęt do drukowania, czyli matryce i farby. W tym samym czasie w Krakowie zaczyna się drukować teksty komputerowo i powielacz przestaje być wykorzystywany.
W 1989 roku nadal kolportowałem bibuły w tym między innymi pismo L-DPN zatytułowane „Bojkot”, wzywające do zbojkotowania wyborów czerwcowych, ponieważ w naszej opinii nie były ani wolne, ani demokratyczne.

Zdaję sobie sprawę, że to, jak działałem na różnych frontach nie było całkiem zgodne z zasadami konspiracji. Mimo to służby bezpieczeństwa PRL nie rozszyfrowały tych działań. Nie licząc może jednego okresu. Na przełomie 1986 i 1987 roku Stanisław Wiktor ostrzegł mnie, że od współpracującego z Solidarnością milicjanta, Wójcika, dowiedział się, że namierzają mnie i chcą wziąć pod stałą kontrolę. Wójcik tłumaczył, że widocznie bezpieka ma meldunki z trzech niezależnych źródeł i zalecił, żebym „przycichł” i skoncentrował się na skończeniu studiów. Po tym ostrzeżeniu w 1988 roku zrezygnowałem z części działalności, głównie kolportażu. Jak się okazało później, do 2003 roku w zasobach IPN nie znaleziono donosów na mnie, choć w Krakowie było kilku „kapusiów” donosicieli. Jakoś udawało się ich zwodzić.

Jan Flisak

MÓJ ŻYCIORYS▼
Urodziłem się 24 maja 1964 roku w Rzeszowie. Mój ojciec miał na imię Jan, pochodził ze Szklar koło Dynowa, w Sędziszowie pracował jako weterynarz. Matka, Maria z domu Obara, pochodzi z Kuńkowiec k. Przemyśla. Pracowała jako nauczycielka w lubaczowskiem, potem była księgową w banku w Dubiecku, a następnie księgową w Państwowym Gospodarstwie Rolnym w Górze Ropczyckiej. Mam dwoje rodzeństwa: siostrę Krystynę, studiowała bibliotekoznawstwo na WSP w Krakowie i brata Henryka, ukończył AGH w Krakowie. Wychowywaliśmy się w budynku pałacu Tarnowskich w Górze Ropczyckiej.
Szkołę Podstawową ukończyłem w Górze Ropczyckiej, a potem w Sędziszowie Młp. Zbiorczą Szkołę Gminną, obecnie Gimnazjum w Sędziszowie Młp. Uczyłem się też w Liceum Ogólnokształcącym w Sędziszowie Młp. W latach 1983-89, studiowałem historię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Po studiach w 1989 roku zacząłem pracować jako nauczyciel historii i WOS, w Zespole Szkół Zawodowych w Sędziszowie Młp. Myślę, że dołożyłem tu swoje trzy grosze w powstanie i rozwój Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej w Sędziszowie Młp. i okolicy.

 



Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Administratorzy i moderatorzy podejmą starania mające na celu usuwanie wszelkich uznawanych za obraźliwe materiałów jak najszybciej, jednakże nie jest możliwe przeczytanie każdej wiadomości. Zgadzasz się więc, że zawartość każdego wpisu na tej stronie wyraża poglądy i opinie jego autora a nie administratorów, moderatorów czy webmasterów (poza wiadomościami pisanymi przez nich) i nie ponoszą oni za te treści odpowiedzialności. Zgadzasz się nie pisać żadnych obraźliwych, obscenicznych, wulgarnych, oszczerczych, nienawistnych, zawierających groźby i innych materiałów, które mogą być sprzeczne z prawem. Złamanie tej zasady może być przyczyną natychmiastowego i trwałego usunięcia z listy użytkowników (wraz z powiadomieniem odpowiednich władz). Aby wspomóc te działania rejestrowane są adresy IP autorów. Przyjmujesz do wiadomości, że webmaster, administrator i moderatorzy tego forum mają prawo do usuwania, zmiany lub zamykania każdego wątku w każdej chwili jeśli zajdzie taka potrzeba. Jako użytkownik zgadzasz się, że wszystkie informacje, które wpiszesz będą przechowywane w bazie danych. Informacje te nie będą podawane bez twojej zgody żadnym osobom ani podmiotom trzecim, jednakże webmaster, administrator i moderatorzy nie będą obarczeni odpowiedzialnością za włamania hackerskie prowadzące do pozyskania tych danych.

trzy + 20 =