Reklama

Co czeka klub Galicja Sędziszów Młp. w najbliższych tygodniach? Treningi, przygotowania do Mistrzostw Polski Młodzików w systemie pucharowym. Pokazy publiczne i promocja klubu. Sukcesy młodych zawodników i plany na przyszłość. Jaka jest kondycja klubu Galicja? Zdecydowanie więcej treningu niż talent

Z Sewerynem Guziorem, trenerem sędziszowskiego Klubu Bokserskiego Galicja rozmawiamy o planach na wakacje i po nich, o nowych zawodnikach i o tym, jaki wpływ na młodych ludzi mają tacy bokserzy jak Łukasz Różański.

Co czeka klub Galicja Sędziszów Młp. w najbliższych tygodniach?
W wakacje będziemy trenować. Szkoła nr 3, w której trenujemy, będzie zamknięta, ale kontynuujemy treningi w moim studiu. Cel to przygotowanie się na Mistrzostwa Polski Młodzików. Chcemy tam pojechać z Emilią Maroń i Kacprem Łagowskim. Oboje są z rocznika 2010, czyli to ich ostatnia szansa na start w kategorii młodzik. Dobrze rokują, regularnie chodzą na treningi, więc jest szansa, że będą przygotowani i powalczą.

Jakim systemem są rozgrywane te wrześniowa mistrzostwa?
Rywali poznaje się poprzez losowanie drabinki. Zawody są rozgrywane systemem pucharowym. Pierwsza przegrana automatycznie oznacza, że odpada się z turnieju.

Jak długo trenują Emilia i Kacper?
Emilka Maroń trenuje blisko rok. Kacper zaledwie trzy miesiące, jest bardzo świeży w boksie, ale szybko „załapał”. Najważniejsze to to, że się im chce trenować.

Regularnie przychodzą na treningi?
Tak. Chcą sparować, nie boją się walki i pracy. Z tą dwójką pod koniec lipca i w sierpniu będziemy intensywniej trenować, żeby się dobrze przygotować do mistrzostw.

W wakacje czasami pojawiają się okazje, żeby poboksować na wydarzeniach plenerowych, pokazać klub i zawodników publiczności. Będą takie w te wakacje?
Tak, 13 lipca w Mielcu będzie gala na otwarcie drugiego klubu bokserskiego. Tam pokaże się tylko Szymek, będzie walczył z przeciwnikiem z Ukrainy. Będziemy mieć też pokazy na rodzinnych piknikach, na przykład w Klęczanach 23 czerwca i 29 czerwca w Ropczycach.

To jest tylko elementem promowania boksu i Klubu Bokserskiego Galicja, czy jest też walor przyzwyczajania zawodników do walki na oczach i pod presją publiczności?
Tak, jak najbardziej. Zwłaszcza, że nie mamy wielu okazji do takich walk pokazowych. Przed walką Łukasza Różańskiego z Arturem Szpilką mieliśmy taką przed ratuszem w Sędziszowie. To był taki mini pokaz, ale fajnie zadziałał. Z jednej strony można było te umiejętności zaprezentować przed inną publiką, bo byli tu i rodzice, i koledzy czy osoby spoza tego świata boksu. Z drugiej strony, jeśli chodzi o plenerowe wydarzenia, pikniki, na pewno też będzie miało to walor oswajania się z publicznością, z koniecznością wyjścia ze swojej strefy komfortu.

Inaczej wygląda boksowanie, kiedy nikt nie patrzy, kiedy jest trening, a inaczej jak ktoś patrzy, czasem krzyczy, dopinguje?
Tak, ale też pokaz mobilizuje do myślenia o walce, do ułożenia sobie jej w głowie. Co będziemy robić, żeby to było też coś efektownego. Fajnie by było to albo tamto pokazać...

Bo to jest walka, ale przede wszystkim promocja klubu i boksu?
Tak i wiadomo, że nie będziemy robić sto pompek, czy pięćdziesiąt przysiadów albo biegu bokserskiego, żeby pokazać swoje przygotowanie i sprawność. Publiczność raczej oczekuje rodzaju sparingu. Postawimy na jakiś fajne techniczne pojedynki.

W jakiej kondycji jest Galicja jako klub, jeśli chodzi o ilość zawodników, o ich jakość?
Powiedziałbym, że w takiej raczej umiarkowanej. Nie ma jakiegoś spektakularnego wzrostu zainteresowania treningami nowych osób. Ale, co ważne, nie ma też spadków. Co jakiś czas ktoś się pojawia, tak jak właśnie Kacper czy Emilka, o których wspominałem. Doszło też dwóch chłopaków. Z rocznika 2011 Krystian Idzik i z 2012 Aleksander Jaremko. Aleksander ma już nawet na koncie jedną walkę. To daje nam też podstawę do myślenia o Mistrzostwach Polski U12 w tym roku, o ile będą, bo związek jeszcze to rozważa. Na razie nie zostały ogłoszone, ale pojawiają się sygnały, że mogą zostać zorganizowane. Myślę, że mógłbym na nie wysłać Aleksa. To silny chłopak.
 

A Krystian Idzik, jakie masz plany co do niego?
Rocznik 2011, a to oznacza, że Krystian też może jeszcze pojechać na wrześniowe Mistrzostwa Polski Młodzików, o ile na czas się przygotuje.

Wracając jeszcze do kondycji klubu...
Tak jak mówię, pojawiło się trochę młodszych zawodników. Ze starszych jest Filip Żegleń, rocznik 2009. Ambitny chłopak, jeszcze kwalifikuje się do kategorii kadet, waga 66 - 70 kilogramów. No i Szymek Koziński.

Szymek bezwzględnie dominuje, jeśli chodzi o barwy Galicji Sędziszów, bo widać go na różnych zawodach. Jest waszym liderem i jednocześnie takim trochę produktem marketingowym, który sprawia, że KS Galicja pojawia się w informacjach. Ale przez chwilę drugim dobrze boksującym w barwach Galicji był młody Ukrainiec, Julij Kliszenko. Co się z nim stało?
Julek wyjechał do Norwegi no i już nie ma go z nami od kilku tygodni. Dobrze się zapowiadał, ale tak się potoczył jego los. Trudno powiedzieć, co będzie się z nim działo dalej, czy wróci tu, czy zostanie w Norwegii, czy może pojedzie na Ukrainę. Ciężko to przewidzieć.

Jeśli chodzi o dziewczyny, też miałeś dobrą zawodniczkę, która zniknęła z klubu.
Daria. Za porozumieniem stron zmieniła barwy klubowe. Ale z tego, co słyszałem, to nie trenuje już boksu. Dobrze się zapowiadała, ale zabrakło po prostu pracy, systematyczności.

Ile procent talentu, a ile treningu decyduje o sukcesach w boksie?
To jest odwieczne pytanie, ale ja uważam, że tej pracy jednak procentowo musi być zdecydowanie więcej niż talentu.

Śledziłeś na pewno walkę Łukasza Różańskiego, podobnie jak twoi podopieczni. Co prawda przegrał, ale Łukasz jest przykładem dla nich, że nawet jak się pochodzi spod Sędziszowa, to można w boksie wiele osiągnąć?

To rzeczywiście jest dobry przykład, że z tych naszych stron można pójść dalej i robić karierę. Nieraz słyszy się, że jakiś tam znany sportowiec wychodzi z małej miejscowości, której nie znamy i dlatego to bywa przykład odległy. Ale tu mamy taki z sąsiedniej miejscowości. Można powiedzieć, że z miejsca, gdzie mieszkamy, gdzie żyjemy. Przykład człowieka, którego można było spotkać czy w sklepie, czy gdzieś tutaj, przechodząc ulicą. To zdecydowanie mocniej działa na wyobraźnię.
 

Łatwiej się utożsamiać, zrozumieć trudności?
Tak. Czy to ja, czy Łukasz, na trening jeździliśmy do Rzeszowa, po szkole. To pochłaniało sporo czasu. Teraz można trenować na miejscu w Galicji. To jest duże udogodnienie, a dodatkowo jest przykład, który może motywować.
 

Zapytam jeszcze o twoje emocje związane z przegraną walką Łukasza...
Trudne momenty. Walkę oglądałem przed telewizorem. Niestety, nie poszła po myśli Łukasza i wszystkich dookoła. Tak się zdarza...

Pamiętasz swoje walki, gdzie nastawiałeś się, że powalczysz, a okazało się, że w ringu sprawy się nie ułożyły po twojej myśli? Może nie w tej skali, nie o taką stawkę, ale takie, gdzie miałeś „zderzenie z pociągiem”.
Tak było w pierwszej walce, zwłaszcza, że ja wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak smakuje taki stan. Pierwszej walki praktycznie nie pamiętam. Nawet tego, w jaki sposób zszedłem z ringu, co było dalej. Było tak duże zmęczenie, taki stres, emocje. Przyjąłem uderzenie, które spowodowało, że pamięć zanikła na chwilę. W dodatku to było pierwsze takie zdarzenie.
Na szczęście nie zniechęciło mnie to. Kontynuowałem, trenowałem i później już takiej skrajnej sytuacji nie miałem.
 

Cała twoja przygoda bokserska to był boks olimpijski?
Tak i też trzeba powiedzieć, że inaczej wyglądają walki w boksie olimpijskim, a inaczej w zawodowym, gdzie tych ludzi wokół jest więcej. Zawodnik przygotowuje się pod konkretnego przeciwnika przez dłuższy okres. Trenuje się akcje pod niego, ustala się strategię. Może się wydawać, że ta akcja i ta strategia oznaczają, że będzie bardzo łatwo, a w ringu okazuje się, że dochodzi do tego „zderzenia” z czymś, na co zawodnik nie był gotowy.
 

A jak jest poza boksem zawodowym?
W olimpijskim, z reguły, nie wie się do końca, z kim się będzie boksować. Nie wie się do końca, kto to jest, czego można spodziewać się po nim. Zakładasz, że wszystkiego, więc człowiek się nie nastawia, że będzie łatwo, tylko boksuje swoje. Walka olimpijska trwa też krócej. Boks olimpijski porównałbym do sprintu, a boks zawodowy do maratonu. To się wszystko inaczej rozkłada w walce.

Walka Łukasza z Okolie przegrana, ale szum medialny związany z tym, że nasz chłopak będzie walczył o pas powoduje, że przybywa młodych ludzi, którzy chcą spróbować boksu i trafiają do Galicji?
W ubiegłym roku rzeczywiście było zainteresowanie. Teraz nieco mniej, ale może dlatego, że przed walką tym razem nie było tak dużego marketingu w mediach.

Zauważyłeś, że pojawiły się dzieciaki zainteresowane boksem po wygranej walce z Babiczem?
Trochę tak. Więcej rodziców też zaczęło dzwonić, pytać się o możliwość trenowania.

Czego uczą bokserów takie przegrane walki jak ta Łukasza? Pokory?
O, to tak, pokory na pewno. Do tego zmuszają do popatrzenia na siebie, wymuszają, by przeanalizować dotychczasowe treningi, czy coś można by zrobić inaczej, lepiej.
Na pewno to boli. Przeważnie jest dużo ciężkich treningów i tak dalej, a tu nagle bang, tak szybko się kończy. Jedynym wyjściem jest wrócić, trenować i myśleć do przodu.

Stoczyć kolejną walkę, bo raz się wygrywa, raz się przegrywa?
No właśnie tak. Przykład Szymka Kozińskiego pokazuje, jaki jest boks. Nawet ten na poziomie amatorskim. Na Pucharze Karpat Szymek znokautował Kacpra Krawca ze Stalowej Woli. No super boksował, technicznie, wszystko grało. Był timing, szybkość, precyzja. Głowa odgrywa dużą rolę. Wiedział, że tamten, choć jest mniejszy, to jednocześnie bardzo silny. Wiedział, że za wszelką cenę nie może dać mu podejść na jego dystans, żeby nie przyjąć mocnego, tak zwanego „cepa”.

Trzymał się strategii?
Mocno trzymał się tej strategii i przyniosło to efekt w postaci wygrania walki przed czasem.
Miesiąc później znowu na siebie trafili. Ale pojawiło się jakieś inne podejście. Może Szymek myślał, że jak raz wygrał tak pewnie, to teraz też się „przejedzie” po przeciwniku. Ale tamten wyciągnął wnioski, dobrze się nastawił i w finale Mistrzostw Województwa pokonał Szymka. Też przed czasem.

Chcesz powiedzieć, że to jest sport i nie ma nic pewnego?
Tak i jak się przegra, to się trzeba otrząsnąć, odciąć od tego i iść dalej.

Rozmawiał Wojciech Naja

Miejsce zdarzenia mapa Ropczyce

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 18/06/2024 21:35
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo reportergazeta.pl




Reklama
Wróć do