nowy7_orkancd

Oddział „Orkana” atakuje składy przy lotnisku w Jasionce

Na zdjęciu znajdują się Jerzy i Czesława Bratniccy związani z oddziałem por. Orkana. Jerzy Bratnicki nosił pseudonim „Żbik”, w Sędziszowie Młp. występował pod nazwiskiem Bratnikow. Jego żona, Czesława z Kornaków Bratnicka należała do Oddziału Orkana, pracowała w cukierni przy ul. Gałęzowskiego w Rzeszowie (właścicielem był Ładoś – JF). W cukierni znajdowała się skrzynka kontaktowa partyzantów. Adiutantami por. Zbigniewa Neciuka – Szczerbińskiego, ps. Orkan, byli Zbyszek Kasechube i Zbyszek Przybylski. FOTO: ARCHIWUM W. M. SKUZY

 

HISTORIA♦ Kontynuujemy opowieść o przygodach „leśnych ludzi” porucznika Orkana. Tym razem przedstawię, jak powiększał się jego oddział o raz jak Neciuk ze swoimi ludźmi zaatakował lotnisko niemieckie w Jasionce.


Chłopcy, pod rozkazami por. Zbigniewa Neciuka-Szczerbińskiego, z własnej inicjatywy zabrali z siodlarni w Trzcianie (akcja opisywana w poprzednim numerze Reportera – JF) kilka kompletów szczotek i zgrzebła oraz kilka worków owsa na początek. Dzięki temu wyposażeniu odbywa się pierwsze zbiorowe karmienie, czyszczenie i pojenie koni. Do tego ostatniego partyzanci używają brezentowych wiader. Próbują konie ujeżdżać. Same konie są znakomicie przygotowane do tego, gorzej z partyzantami. Poza dowódcą, Orkanem, mało który z nich siedział w siodle, a nikt na rasowym koniu. Niektóre konie są narowiste i na początku jest kilka niegroźnych upadków.

News will be here

W plutonie w Iwierzycach mają zapasowego plutonowego kawalerii, którego Zbigniew Neciuk-Szczerbiński zamierza ściągnąć do lasu i mianować szefem oddziału taborów. Ten przez kilka dni się namyśla, wreszcie zgłasza się do oddziału. Decydująca okazuje się wiadomość, że w lesie jest tyle pięknych, rasowych koni. Plutonowy okazuje się prawdziwym „koniarzem”. W międzyczasie chłopcy budują z grubych pali zagrodę dla koni i coś w rodzaju boksów: wszystko pokryte lekkim dachem z papy i zamaskowane mchem i darnią. O świeżą trawę i siano w lesie nie jest trudno, zapas owsa partyzanci uzupełniają co jakiś czas we wsi. Pod ręką jest zdrowa woda ze strumienia. Konie, przechowywane w leśnych warunkach, czują się świetnie. Poza jednym, który pada martwy jesienią, (chory na zapalenie płuc), wszystkie konie dotrwają do końca wojaczki.

Cenna zdobycz koni i wozów taborowych pociąga za sobą konieczność dalszego powiększenia oddziału. Każdy z partyzantów przedstawia swoich przyjaciół, którzy, ich zdaniem, są godni należenia do oddziału. Taki kandydat zostaje szczegółowo „prześwietlony” przez niezależne źródła informacji. Dowódca Orkan ściąga przede wszystkim tych, którym groziła dekonspiracja w tzw. normalnym, okupacyjnym życiu. Mało jest tych najcenniejszych kandydatów, chłopców po odbytej służbie wojskowej, a jeśli już, to są oni obciążeni rodziną.

Por. Zbigniew Neciuk-Szczerbiński, ps. Orkan, zarządza zbiórkę kandydatów do partyzantki w spokojnej, rzadko odwiedzanej przez Niemców wsi Iwierzyce. Jest niedziela. Obstawę zbiórki stanowi cały oddział „Orkana”. Dowódca, wraz ze swym adiutantem, występuje w pełnym mundurze wojskowym, wraz z bronią boczną. Patrzy w oczy kandydatów, którzy wręcz palą się do czynnej walki z okupantem. Prawie wszyscy są związani z placówką Orła Białego w Sędziszowie Młp. Po konsultacjach z dowódcami plutonów i drużyn, dowódca oddziału wybiera 40 ludzi. Podaje im czas i miejsce zbiórki. To za trzy dni – ten czas jest na uregulowanie spraw prywatnych i ostateczne namyślenie się w kwestii swej nowej formy działalności.

Na miejsce zbiórki przybywa 34 kandydatów. Następuje zaprzysiężenie i przegląd przyniesionej przez nich broni. Część z tego arsenału Orkan odsyła do macierzystych plutonów, gdyż są to albo nietypowe pistolety czy rewolwery, do których nie ma zupełnie amunicji, albo mocno zdezelowane karabiny. Wiele do życzenia pozostawia ubranie i obuwie przyszłych partyzantów. Brakuje koców, menażek, kotłów, bielizny.

Nie dla wszystkich partyzantów wystarcza broni. Brakuje ciężkiego karabinu maszynowego, mają dwa erkaemy zakupione od Węgrów, sześć peemów typu Bergmann i jednego Stena zamienionego za dość sporą ilość amunicji. Dowódca oddziału, Zbigniew Neciuk, ma Visa. W oddziale ponadto jest kilka pistoletów Parabellum, dwie Lamy i trzy Colty – również przehandlowane, poza wiedzą dowódcy, za amunicję. Mają sporo ręcznych granatów zaczepnych i obronnych: polskich, rosyjskich, angielskich i niemieckich. Mało jest amunicji – tylko kilka skrzyń – niby dużo, ale na większe ćwiczenia znacznie za mało.

Nowo przybyłych chłopców Orkan dzieli na sekcje i drużyny, dowództwo powierza najbardziej bojowym, znającym rzemiosło partyzanckie. Mimo braków w garderobie i obuwiu, zaczyna się praca szkoleniowa. Na pierwszym miejscu jest broń. Chłopcy w każdej wolnej chwili czyszczą i rozbierają pistolety i kabeki, gdyż ujawnione w czasie częstych przeglądów zanieczyszczenia powodują nieodwołalne odebranie broni i przydzielenie jej innemu partyzantowi. Ci, dla których nie starcza broni, patrzą zazdrosnym okiem na posiadaczy pistoletów i kabeków. Szczególną zazdrość budzą peemy, rozdane gwardii przybocznej dowódcy.

Dla tych z brakami w ubraniu wydaje się sorty z zapasów oddziału. Nikt z chłopców nie chce ubrać się w zdobyczne niemieckie mundury Wehrmachtu, Luftwaffe i Bahnschutzu. Kilka pełnych kompletów trzyma się w oddziale na specjalne okazje, kiedy to trzeba wystąpić w „pełnej gali” dla zmylenia Niemców. (Nigdy nie było do takiej potrzeby i na początku 1944 roku Oddział Orkana przekazał ten cały „szwabski” majdan oddziałowi dywersji inspektoratu rzeszowskiego – JF).

Łącznicy Oddziału Orkana donoszą, że w okolicy wsi Jasionka koło Kolbuszowej, gdzie Niemcy budują lotnisko, istnieje karny obóz Baudienstu. Tam znajdują się duże magazyny umundurowania i wyposażenia, istnieje możliwość zdobycia pewnej ilości broni, a przy okazji można pomóc młodzieży polskiej, która została tam karnie skierowana z innych oddziałów, za drobne przewinienia. Por. Zbigniew Neciuk-Szczerbiński zleca dokładne rozpoznanie terenu i sytuacji.

Zadanie rozpoznania ww. obozu otrzymuje adiutant Orkana, pchor. Zbigniew Przybylski. Ten niedawny Vorarbeiter w Baudienscie w Rzeszowie ma jeszcze kompletny mundur tej formacji, w Rzeszowie uzyskuje podrobione odpowiednie upoważnienia i udaje się do Jasionki. Orkan zaczyna się obawiać – nie ma Przybylskiego już cztery dni. Ten jednak wraca z bardzo dokładnym rozpoznaniem i gotowym planem akcji. Ma szkice z położeniem poszczególnych baraków.

W Baudienście jest około 250 chłopców, część z nich pochodzenia ukraińskiego. Ci są uzbrojeni i pełnią służbę wartowniczą. Niemców jest sześciu, są uzbrojeni w pistolety maszynowe, pistolety i granaty. Niemcy ci doskonale się bawią, piją i znęcają się nad chłopcami. Wszelki nadzór nad pracą i porządkiem spełniają Vorarbeiterzy wybrani spośród Ukraińców. W magazynach znajdują się takie narzędzia jak: piły, siekiery, łomy. Magazyn mundurowy zawiera duże ilości koców, sienników, menażek, bielizny, butów na drewnianych podeszwach, drelichów i innych przydatnych przedmiotów. Najdogodniejszym czasem ataku jest sobota. W nocy z soboty na niedzielę Niemcy, zwykle po suto zakrapianej libacji śpią kamiennym snem, a i ukraińscy wartownicy mają trochę „w czubie”.

Najbliższe Jasionce jednostki niemieckie stacjonują w Kolbuszowej, w postaci żandarmerii oraz w Górnie, w postaci dużej ilości specjalnych oddziałów lotniczych. Partyzanci w pierwszym rzędzie pozbawiają obóz w Jasionce połączeń telefonicznych. Początkowo projektują odskok na południe przez Iwierzyce, gdzie zamierzają złożyć zdobycz- w kierunku na Tyczyn, Błażową. Po namyśle jednak postanawiają wracać do ich własnych legowisk, w lasach w okolicy Przedborza. Decyduje to, że kompleks lasów Niziny Sandomierskiej podchodzi prawie pod sam obiekt akcji, znajomość dróg i stosunkowo nieduża odległość między Przedborzem a Jasionką, wynosząca około 18 km. Oczywiście spodziewają się łupów i znacznego obciążenia ich wozów na piaszczystych drogach.

Wszystko odbywa się, mniej więcej, zgodnie z planem. Bez wystrzału załatwiają wartowników i odbierają im karabiny z amunicją w ładownicach. Kilku partyzantów wpada do baraków i komunikują chłopcom z Baudienstu, że są wolni i mogą iść, gdzie chcą. Niestety, partyzanci się przeliczają, licząc na masową ucieczkę. Poza pojedynczymi chłopcami, którzy natychmiast po ubraniu się opuszczają obóz- większość na coś wyczekuje i nie ma ochoty do ucieczki. Szef oddziału partyzantów tłumaczy im dosadnie, „rzucając mięsem” na prawo i lewo, ale i to nie na wiele się przydaje. Wobec tego wszyscy na razie zostają zamknięci w barakach. Zbigniew Neciuk większość partyzantów kieruje do otoczenia baraku, w którym mieszkają Niemcy. Tam spodziewa się zaciekłej obrony.

Oczywiście drzwi do baraku są zamknięte i zaryglowane. Partyzanci rozpoczynają dobijanie się do nich. Zaskoczeni Niemcy pytają, kto tam i czego chce, w łamanym niemiecko-ukraińskim języku wyjaśniają, że dowódca warty chce rozmawiać z komendantem i – o dziwo – otwierają drzwi do baraku. Do sieni wpada hurma uzbrojonych ludzi, rozpoczyna się strzelanina i wywlekanie z poszczególnych pokoi rozespanych, pijanych Niemców. Niektórzy strzelają. Ich ogień z pistoletów i peemów urywa się po kilku seriach. Jeden z podwładnych Zbigniewa Neciuka zostaje ranny w lewe przedramię, drugi w udo. Najbardziej trzeźwy i bojowy Niemiec pada martwy, jest przeszyty serią z pistoletu maszynowego. Drugi Niemiec zostaje ciężko ranny w jamę brzuszną. Reszta potulnie oddaje broń i leżąc na brzuchach na podłodze, obserwuje rewizje przeprowadzane w pokojach.

Partyzanci zabierają mapy w mapnikach, kangardowe mundury, bardzo przypominające polskie mundury oficerskie, buty, bieliznę, lornetki i całą broń. Jest tego wszystkiego dość sporo. W każdym pokoju jest pistolet maszynowy, pistolety, znalazły się dwa doskonałe sztucery z lunetami, lornetki i jest sporo innych drobiazgów.

Wartownię bez wystrzału obsadza sekcja w składzie czterech ludzi, ale poza jedynym pistoletem Parabellum oraz dwoma kabekami i niedużym zapasem amunicji, niczego więcej nie znajduje. Całą wartę utrzymują w pozycji leżąc aż do czasu, gdy otrzymują znak, że akcja skończona i czas na wycofanie. Klucz od magazynów jest na wartowni i wkrótce wszystkie pomieszczenia stają otworem. Por.Neciuk-Szczerbiński musi sam uczestniczyć w doborze łupów, gdyż jest tego sporo, ale wiele rzeczy jest zupełnie im nieprzydatnych. Z tego, co wydawało mu się przydatne powstaje olbrzymi bagaż, który w czasie ładowania na wozy partyzanci muszą jeszcze raz przeselekcjonować. Wreszcie dowódca uznał , że nałożony na wozy ciężar nie jest zbyt duży. Miał wzgląd na ich konie i na to, że będą wracać piaszczystymi drogami.

Przed opuszczeniem Jasionki partyzanci znowu otwierają baraki Baudienstu i jeszcze raz zachęcają młodzież do ucieczki. Dwóch młodych zwraca się z prośbą o przyjęcie do oddziału, gdyż nie mogą wrócić do domu i narażać rodziny na represje. Orkan, po krótkim namyśle, zezwala na to, przydzielając każdemu z nich partyzanckiego „anioła stróża”. Po drodze powrotnej straż tylna polskiego oddziału sprowadza jeszcze dwóch chłopców z oswobodzonego obozu. Ci również proszą o wcielenie ich do oddziału. Dowódca wypytuje młodzieńców o nazwiska, pochodzenie, warunki domowe i wiek, a następnie poleca innym partyzantom pod opiekę.

Droga odwrotu przechodzi zupełnie spokojnie, aczkolwiek jeszcze długo dochodzą do uszu partyzantów hałas i strzelanina. Po przybyciu na miejsce obozowiska, mimo późnej pory i znacznego zmęczenia ludzi, dowódca poleca wyładować zawartość wozów i zmagazynować ją w specjalnej ziemiance pilnowanej dzień i noc przez posterunki. Zarządza pobudkę na dziesiątą rano i kładzie się na posłaniu z gałązek świerkowych nakrytych brezentem i kocem. Podział łupów odkłada na następny dzień, nie ma siły ani ochoty wstać i skontrolować posterunki. Zasypia.

Rano Zbigniew Neciuk, jego adiutant i szef robią dokładny przegląd umundurowania i uzbrojenia. Dowódca poleca zrobić spis zapasów magazynowych. Sprawiedliwie rozdziela wszystko i zostawia kilka godzin czasu swoim chłopcom na dopasowanie umundurowania. Są teraz, mniej więcej, jednakowo umundurowani w drelichy zdobyczne, podoficerowie dostają niemieckie mundury, zdobyte w Baudienście, kilku z nich miało własne mundury. Pozostaje jedynie 9 ludzi beż żadnej broni palnej, ale oni otrzymują po dwa granaty, łamigłówki (druty do łamania karku – JF) i noże fińskie. Ta dziewiątka jest pewna, że w następnej wyprawie otrzymają broń palną. Cztery nietypowe pistolety dowódca odsyła do placówki macierzystej, aby nie mieć kłopotów z zaopatrzeniem w amunicję.

Oddział Orkana bardzo dobrze się prezentuje. Wszyscy mają czarne berety z haftowanymi orzełkami i dystynkcjami – to dar patronujących im kobiet w Rzeszowie, pod przewodnictwem bardzo dzielnej i energicznej narzeczonej Zbyszka, który jest adiutantem Orkana.

 

Jan Flisak



Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Administratorzy i moderatorzy podejmą starania mające na celu usuwanie wszelkich uznawanych za obraźliwe materiałów jak najszybciej, jednakże nie jest możliwe przeczytanie każdej wiadomości. Zgadzasz się więc, że zawartość każdego wpisu na tej stronie wyraża poglądy i opinie jego autora a nie administratorów, moderatorów czy webmasterów (poza wiadomościami pisanymi przez nich) i nie ponoszą oni za te treści odpowiedzialności. Zgadzasz się nie pisać żadnych obraźliwych, obscenicznych, wulgarnych, oszczerczych, nienawistnych, zawierających groźby i innych materiałów, które mogą być sprzeczne z prawem. Złamanie tej zasady może być przyczyną natychmiastowego i trwałego usunięcia z listy użytkowników (wraz z powiadomieniem odpowiednich władz). Aby wspomóc te działania rejestrowane są adresy IP autorów. Przyjmujesz do wiadomości, że webmaster, administrator i moderatorzy tego forum mają prawo do usuwania, zmiany lub zamykania każdego wątku w każdej chwili jeśli zajdzie taka potrzeba. Jako użytkownik zgadzasz się, że wszystkie informacje, które wpiszesz będą przechowywane w bazie danych. Informacje te nie będą podawane bez twojej zgody żadnym osobom ani podmiotom trzecim, jednakże webmaster, administrator i moderatorzy nie będą obarczeni odpowiedzialnością za włamania hackerskie prowadzące do pozyskania tych danych.

jeden × dwa =