Oddział „Orkana” atakuje składy przy lotnisku w Jasionce
HISTORIA♦ Kontynuujemy opowieść o przygodach „leśnych ludzi” porucznika Orkana. Tym razem przedstawię, jak powiększał się jego oddział o raz jak Neciuk ze swoimi ludźmi zaatakował lotnisko niemieckie w Jasionce.
Chłopcy, pod rozkazami por. Zbigniewa Neciuka-Szczerbińskiego, z własnej inicjatywy zabrali z siodlarni w Trzcianie (akcja opisywana w poprzednim numerze Reportera – JF) kilka kompletów szczotek i zgrzebła oraz kilka worków owsa na początek. Dzięki temu wyposażeniu odbywa się pierwsze zbiorowe karmienie, czyszczenie i pojenie koni. Do tego ostatniego partyzanci używają brezentowych wiader. Próbują konie ujeżdżać. Same konie są znakomicie przygotowane do tego, gorzej z partyzantami. Poza dowódcą, Orkanem, mało który z nich siedział w siodle, a nikt na rasowym koniu. Niektóre konie są narowiste i na początku jest kilka niegroźnych upadków.
W plutonie w Iwierzycach mają zapasowego plutonowego kawalerii, którego Zbigniew Neciuk-Szczerbiński zamierza ściągnąć do lasu i mianować szefem oddziału taborów. Ten przez kilka dni się namyśla, wreszcie zgłasza się do oddziału. Decydująca okazuje się wiadomość, że w lesie jest tyle pięknych, rasowych koni. Plutonowy okazuje się prawdziwym „koniarzem”. W międzyczasie chłopcy budują z grubych pali zagrodę dla koni i coś w rodzaju boksów: wszystko pokryte lekkim dachem z papy i zamaskowane mchem i darnią. O świeżą trawę i siano w lesie nie jest trudno, zapas owsa partyzanci uzupełniają co jakiś czas we wsi. Pod ręką jest zdrowa woda ze strumienia. Konie, przechowywane w leśnych warunkach, czują się świetnie. Poza jednym, który pada martwy jesienią, (chory na zapalenie płuc), wszystkie konie dotrwają do końca wojaczki.
Cenna zdobycz koni i wozów taborowych pociąga za sobą konieczność dalszego powiększenia oddziału. Każdy z partyzantów przedstawia swoich przyjaciół, którzy, ich zdaniem, są godni należenia do oddziału. Taki kandydat zostaje szczegółowo „prześwietlony” przez niezależne źródła informacji. Dowódca Orkan ściąga przede wszystkim tych, którym groziła dekonspiracja w tzw. normalnym, okupacyjnym życiu. Mało jest tych najcenniejszych kandydatów, chłopców po odbytej służbie wojskowej, a jeśli już, to są oni obciążeni rodziną.
Por. Zbigniew Neciuk-Szczerbiński, ps. Orkan, zarządza zbiórkę kandydatów do partyzantki w spokojnej, rzadko odwiedzanej przez Niemców wsi Iwierzyce. Jest niedziela. Obstawę zbiórki stanowi cały oddział „Orkana”. Dowódca, wraz ze swym adiutantem, występuje w pełnym mundurze wojskowym, wraz z bronią boczną. Patrzy w oczy kandydatów, którzy wręcz palą się do czynnej walki z okupantem. Prawie wszyscy są związani z placówką Orła Białego w Sędziszowie Młp. Po konsultacjach z dowódcami plutonów i drużyn, dowódca oddziału wybiera 40 ludzi. Podaje im czas i miejsce zbiórki. To za trzy dni – ten czas jest na uregulowanie spraw prywatnych i ostateczne namyślenie się w kwestii swej nowej formy działalności.
Na miejsce zbiórki przybywa 34 kandydatów. Następuje zaprzysiężenie i przegląd przyniesionej przez nich broni. Część z tego arsenału Orkan odsyła do macierzystych plutonów, gdyż są to albo nietypowe pistolety czy rewolwery, do których nie ma zupełnie amunicji, albo mocno zdezelowane karabiny. Wiele do życzenia pozostawia ubranie i obuwie przyszłych partyzantów. Brakuje koców, menażek, kotłów, bielizny.
Nie dla wszystkich partyzantów wystarcza broni. Brakuje ciężkiego karabinu maszynowego, mają dwa erkaemy zakupione od Węgrów, sześć peemów typu Bergmann i jednego Stena zamienionego za dość sporą ilość amunicji. Dowódca oddziału, Zbigniew Neciuk, ma Visa. W oddziale ponadto jest kilka pistoletów Parabellum, dwie Lamy i trzy Colty – również przehandlowane, poza wiedzą dowódcy, za amunicję. Mają sporo ręcznych granatów zaczepnych i obronnych: polskich, rosyjskich, angielskich i niemieckich. Mało jest amunicji – tylko kilka skrzyń – niby dużo, ale na większe ćwiczenia znacznie za mało.
Nowo przybyłych chłopców Orkan dzieli na sekcje i drużyny, dowództwo powierza najbardziej bojowym, znającym rzemiosło partyzanckie. Mimo braków w garderobie i obuwiu, zaczyna się praca szkoleniowa. Na pierwszym miejscu jest broń. Chłopcy w każdej wolnej chwili czyszczą i rozbierają pistolety i kabeki, gdyż ujawnione w czasie częstych przeglądów zanieczyszczenia powodują nieodwołalne odebranie broni i przydzielenie jej innemu partyzantowi. Ci, dla których nie starcza broni, patrzą zazdrosnym okiem na posiadaczy pistoletów i kabeków. Szczególną zazdrość budzą peemy, rozdane gwardii przybocznej dowódcy.
Dla tych z brakami w ubraniu wydaje się sorty z zapasów oddziału. Nikt z chłopców nie chce ubrać się w zdobyczne niemieckie mundury Wehrmachtu, Luftwaffe i Bahnschutzu. Kilka pełnych kompletów trzyma się w oddziale na specjalne okazje, kiedy to trzeba wystąpić w „pełnej gali” dla zmylenia Niemców. (Nigdy nie było do takiej potrzeby i na początku 1944 roku Oddział Orkana przekazał ten cały „szwabski” majdan oddziałowi dywersji inspektoratu rzeszowskiego – JF).
Łącznicy Oddziału Orkana donoszą, że w okolicy wsi Jasionka koło Kolbuszowej, gdzie Niemcy budują lotnisko, istnieje karny obóz Baudienstu. Tam znajdują się duże magazyny umundurowania i wyposażenia, istnieje możliwość zdobycia pewnej ilości broni, a przy okazji można pomóc młodzieży polskiej, która została tam karnie skierowana z innych oddziałów, za drobne przewinienia. Por. Zbigniew Neciuk-Szczerbiński zleca dokładne rozpoznanie terenu i sytuacji.
Zadanie rozpoznania ww. obozu otrzymuje adiutant Orkana, pchor. Zbigniew Przybylski. Ten niedawny Vorarbeiter w Baudienscie w Rzeszowie ma jeszcze kompletny mundur tej formacji, w Rzeszowie uzyskuje podrobione odpowiednie upoważnienia i udaje się do Jasionki. Orkan zaczyna się obawiać – nie ma Przybylskiego już cztery dni. Ten jednak wraca z bardzo dokładnym rozpoznaniem i gotowym planem akcji. Ma szkice z położeniem poszczególnych baraków.
W Baudienście jest około 250 chłopców, część z nich pochodzenia ukraińskiego. Ci są uzbrojeni i pełnią służbę wartowniczą. Niemców jest sześciu, są uzbrojeni w pistolety maszynowe, pistolety i granaty. Niemcy ci doskonale się bawią, piją i znęcają się nad chłopcami. Wszelki nadzór nad pracą i porządkiem spełniają Vorarbeiterzy wybrani spośród Ukraińców. W magazynach znajdują się takie narzędzia jak: piły, siekiery, łomy. Magazyn mundurowy zawiera duże ilości koców, sienników, menażek, bielizny, butów na drewnianych podeszwach, drelichów i innych przydatnych przedmiotów. Najdogodniejszym czasem ataku jest sobota. W nocy z soboty na niedzielę Niemcy, zwykle po suto zakrapianej libacji śpią kamiennym snem, a i ukraińscy wartownicy mają trochę „w czubie”.
Najbliższe Jasionce jednostki niemieckie stacjonują w Kolbuszowej, w postaci żandarmerii oraz w Górnie, w postaci dużej ilości specjalnych oddziałów lotniczych. Partyzanci w pierwszym rzędzie pozbawiają obóz w Jasionce połączeń telefonicznych. Początkowo projektują odskok na południe przez Iwierzyce, gdzie zamierzają złożyć zdobycz- w kierunku na Tyczyn, Błażową. Po namyśle jednak postanawiają wracać do ich własnych legowisk, w lasach w okolicy Przedborza. Decyduje to, że kompleks lasów Niziny Sandomierskiej podchodzi prawie pod sam obiekt akcji, znajomość dróg i stosunkowo nieduża odległość między Przedborzem a Jasionką, wynosząca około 18 km. Oczywiście spodziewają się łupów i znacznego obciążenia ich wozów na piaszczystych drogach.
Wszystko odbywa się, mniej więcej, zgodnie z planem. Bez wystrzału załatwiają wartowników i odbierają im karabiny z amunicją w ładownicach. Kilku partyzantów wpada do baraków i komunikują chłopcom z Baudienstu, że są wolni i mogą iść, gdzie chcą. Niestety, partyzanci się przeliczają, licząc na masową ucieczkę. Poza pojedynczymi chłopcami, którzy natychmiast po ubraniu się opuszczają obóz- większość na coś wyczekuje i nie ma ochoty do ucieczki. Szef oddziału partyzantów tłumaczy im dosadnie, „rzucając mięsem” na prawo i lewo, ale i to nie na wiele się przydaje. Wobec tego wszyscy na razie zostają zamknięci w barakach. Zbigniew Neciuk większość partyzantów kieruje do otoczenia baraku, w którym mieszkają Niemcy. Tam spodziewa się zaciekłej obrony.
Oczywiście drzwi do baraku są zamknięte i zaryglowane. Partyzanci rozpoczynają dobijanie się do nich. Zaskoczeni Niemcy pytają, kto tam i czego chce, w łamanym niemiecko-ukraińskim języku wyjaśniają, że dowódca warty chce rozmawiać z komendantem i – o dziwo – otwierają drzwi do baraku. Do sieni wpada hurma uzbrojonych ludzi, rozpoczyna się strzelanina i wywlekanie z poszczególnych pokoi rozespanych, pijanych Niemców. Niektórzy strzelają. Ich ogień z pistoletów i peemów urywa się po kilku seriach. Jeden z podwładnych Zbigniewa Neciuka zostaje ranny w lewe przedramię, drugi w udo. Najbardziej trzeźwy i bojowy Niemiec pada martwy, jest przeszyty serią z pistoletu maszynowego. Drugi Niemiec zostaje ciężko ranny w jamę brzuszną. Reszta potulnie oddaje broń i leżąc na brzuchach na podłodze, obserwuje rewizje przeprowadzane w pokojach.
Partyzanci zabierają mapy w mapnikach, kangardowe mundury, bardzo przypominające polskie mundury oficerskie, buty, bieliznę, lornetki i całą broń. Jest tego wszystkiego dość sporo. W każdym pokoju jest pistolet maszynowy, pistolety, znalazły się dwa doskonałe sztucery z lunetami, lornetki i jest sporo innych drobiazgów.
Wartownię bez wystrzału obsadza sekcja w składzie czterech ludzi, ale poza jedynym pistoletem Parabellum oraz dwoma kabekami i niedużym zapasem amunicji, niczego więcej nie znajduje. Całą wartę utrzymują w pozycji leżąc aż do czasu, gdy otrzymują znak, że akcja skończona i czas na wycofanie. Klucz od magazynów jest na wartowni i wkrótce wszystkie pomieszczenia stają otworem. Por.Neciuk-Szczerbiński musi sam uczestniczyć w doborze łupów, gdyż jest tego sporo, ale wiele rzeczy jest zupełnie im nieprzydatnych. Z tego, co wydawało mu się przydatne powstaje olbrzymi bagaż, który w czasie ładowania na wozy partyzanci muszą jeszcze raz przeselekcjonować. Wreszcie dowódca uznał , że nałożony na wozy ciężar nie jest zbyt duży. Miał wzgląd na ich konie i na to, że będą wracać piaszczystymi drogami.
Przed opuszczeniem Jasionki partyzanci znowu otwierają baraki Baudienstu i jeszcze raz zachęcają młodzież do ucieczki. Dwóch młodych zwraca się z prośbą o przyjęcie do oddziału, gdyż nie mogą wrócić do domu i narażać rodziny na represje. Orkan, po krótkim namyśle, zezwala na to, przydzielając każdemu z nich partyzanckiego „anioła stróża”. Po drodze powrotnej straż tylna polskiego oddziału sprowadza jeszcze dwóch chłopców z oswobodzonego obozu. Ci również proszą o wcielenie ich do oddziału. Dowódca wypytuje młodzieńców o nazwiska, pochodzenie, warunki domowe i wiek, a następnie poleca innym partyzantom pod opiekę.
Droga odwrotu przechodzi zupełnie spokojnie, aczkolwiek jeszcze długo dochodzą do uszu partyzantów hałas i strzelanina. Po przybyciu na miejsce obozowiska, mimo późnej pory i znacznego zmęczenia ludzi, dowódca poleca wyładować zawartość wozów i zmagazynować ją w specjalnej ziemiance pilnowanej dzień i noc przez posterunki. Zarządza pobudkę na dziesiątą rano i kładzie się na posłaniu z gałązek świerkowych nakrytych brezentem i kocem. Podział łupów odkłada na następny dzień, nie ma siły ani ochoty wstać i skontrolować posterunki. Zasypia.
Rano Zbigniew Neciuk, jego adiutant i szef robią dokładny przegląd umundurowania i uzbrojenia. Dowódca poleca zrobić spis zapasów magazynowych. Sprawiedliwie rozdziela wszystko i zostawia kilka godzin czasu swoim chłopcom na dopasowanie umundurowania. Są teraz, mniej więcej, jednakowo umundurowani w drelichy zdobyczne, podoficerowie dostają niemieckie mundury, zdobyte w Baudienście, kilku z nich miało własne mundury. Pozostaje jedynie 9 ludzi beż żadnej broni palnej, ale oni otrzymują po dwa granaty, łamigłówki (druty do łamania karku – JF) i noże fińskie. Ta dziewiątka jest pewna, że w następnej wyprawie otrzymają broń palną. Cztery nietypowe pistolety dowódca odsyła do placówki macierzystej, aby nie mieć kłopotów z zaopatrzeniem w amunicję.
Oddział Orkana bardzo dobrze się prezentuje. Wszyscy mają czarne berety z haftowanymi orzełkami i dystynkcjami – to dar patronujących im kobiet w Rzeszowie, pod przewodnictwem bardzo dzielnej i energicznej narzeczonej Zbyszka, który jest adiutantem Orkana.
Jan Flisak
Podobne wpisy