Wiara zaczyna się od zaufania
Bardzo często mam wrażenie, że wszystko, co robię, jest do niczego. Takie poczucie straconego czasu swojego i cudzego, pieniędzy, okoliczności, właściwie tego wszystkiego co mógłbym nazwać swoim wywołuje i potęguje to odczucie.
Wyrzucam sobie, że mogłem zrobić to inaczej, jakoś lepiej zagospodarować czas o przestrzeń, w której żyję. I pewnie to jest prawda, przecież często przewartościowuje rzeczywistość i wybieram to co dla mnie odpowiedniejsze, zamiast ćwiczyć się w altruizmie, ale czy tędy wiedzie droga do odnalezienia swojej wartości? Jako Polak mam tendencje do dramatyzowania i pesymistycznego patrzenia w przyszłość, ale przecież nie można całe życie tym się zasłaniać i pielęgnować w ten sposób swojego malkontenctwo.
Gdzieś jest taki moment w życiu kiedy wszystkie znaki na Ziemi i Niebie podpowiadają, że już nie musze tak dłużej myśleć, a tym bardziej tak gadać. Już nie ma takiej potrzeby. Kiedy Jair przełożony synagogi, usłyszał „Nie bój się, wierz tylko!” doświadczył tego, do czego i my jesteśmy zapraszani za każdym razem gdy wszystko wydaje się być stracone i przegrane. Usłyszał zaproszenie do ufności. Wiara zaczyna się od zaufania Temu, który mówi.
Zaufania nie pozbawionego lęku i niepewności. Zaufania niezmiernie ryzykownego, ale jedynie w tym kierunku, że pogłębi w nas pewność, że nie ma takiej sytuacji, w której nie moglibyśmy dostrzec tego, co wartościowe. Ten, którego szukam za każdym razem, kiedy ocalam piękno i dobro które widzę i które jest moim udziałem, chce i mi pokazać, że ja też mogę wstać tak jak córka Jaira.
Może nadal będę uważał wiele rzeczy w swoim życiu za nieudane, ale będę też świadkiem wskrzeszenia, obok którego trudno przejść obojętnie. Chyba tego każdemu z nas najbardziej potrzeba.
Podobne wpisy