O czekaniu
Podobno łatwo się czeka. Ja ciągle na coś czekam. Na niedzielę, a zaraz po niej znów na niedzielę, na szkołę, na wakacje, na kolejne święta, na przyjaciół, na wspólne wyjście, na nowy gadżet, ciągle na coś innego.
Czasami to wyczekiwanie jest piękne, innym razem wolałbym, żeby go nie było. Czekam z utęsknieniem, albo staram się w myślach oddalić nieuchronne. Za każdym razem mierzę się z czasem, z sobą i z tą rzeczywistością, która pochłania mnie bez reszty. A najciekawsze jest to, że dopiero wtedy, gdy nad czekaniem się zastanawiam widzę jego wartość.
U moich rodziców niedawno wymieniono windę. Super luks torpeda pędzi teraz po pięciopiętrowym bloku. Oprócz guzików numerycznych w kabinie są dwa guziki do przyśpieszania zamykania i otwierania drzwi. Kiedy wsiadasz do windy i wdusisz ten służący do zamykania, zyskujesz całe 2 sekundy w swoim pędzie do domu, rewelacja. Tylko ja się zaraz pytam: po co? Mam wrażenie, że ten guzik najlepiej oddaje charakter naszych czasów. Pędzę i czekam na zmianę, tak że samo czekanie przestaje mieć dla mnie jakąkolwiek wartość. Już go nie potrzebuję, a im jest go więcej, tym gorzej świadczy o utęsknionym obiekcie.
W świecie rzeczy jeszcze jakoś to ujdzie, gdy stają się szybsze, jednak w naszym tempo nie pomogło nikomu w dotarciu do pełni. Może to stąd, kiedy mierzymy się z własną małością i non stop wciskamy guzik przyspieszenia, by dotrzeć do wymarzonego ideału, zamiast zyskiwać tracimy go z oczu.
A więc chyba największym wyzwaniem dla każdego z nas jest w miarę szybkie zdobycie umiejętności czekania.
Tej siły, która poszerza nam serce, oczy i czas, bym zobaczył więcej niż tylko własny wyidealizowany świat. Wniebowstąpienie taką szansę daję każdemu z nas. Widzę to, co będzie moim udziałem, ale i czekam na tę rzeczywistość jak najspokojniej potrafię. I już mi nikt nie powie, że to jest łatwe. Czekam najlepiej jak potrafię i staram się wierzyć, że w tym czekaniu, pośród moich zawirowań, niczego nie stracę.
Podobne wpisy