Bezcenny czas
Dzień Matki – życzenia, życzenia, laurki i wspomnienia. Nawet się rymuje. Na papierze, ale w życiu bywa różnie. Kto nie pamięta tych wybryków z dzieciństwa, po których matka płakała? Tych gorszych wspomnień w każdej głowie znajdzie się parę. Nie zawsze zresztą mama płakała. Jest wielu ludzi, którzy mogą powiedzieć, że to oni jako dzieci płakali z powodu matki.
Nie, nie chodziło o klapsa. Nie chodziło też o te wszystkie rzeczy, które jako dziecko zauważasz – to, że mama wścieka się czasem bardziej niż potrzeba, to, że upiera się przy rzeczach, które tobie wydają się (i często są) głupie. Często nie bicie bywa najgorszym z grzechów rodzicielstwa. Dzisiaj coraz częściej nasze dzieci są sierotami, które płacą cenę za to, że pracujemy.
Nasze dzieciaki mają zabawki o jakich nam się nie śniło, bajki w telewizji i na DVD, gry komputerowe. Mają miśki wielkości krowy, ciężarówki, rowerki a nawet samodzielnie jeżdżące quady. Nie mają tylko rodziców, nawet, kiedy ci wrócą już z pracy. Jesteśmy zbyt zmęczeni. Walczymy z pracą, z tym wszystkim, co wali się na nasze głowy, z rachunkami, na które nigdy nie chce wystarczyć z pensji. Siedzimy w robicie dłużej, ciągle dłużej – bo „niuni” trzeba by kupić jeszcze to albo tamto. Chcemy mieć nowiutkie kafelki w łazience i wannę, koniecznie akrylową, narożną – bo to już wszyscy we wsi mają i jak do dziecka przyjdą koleżanki i koledzy i zobaczą, że u nas stara, to będzie naszemu bąblowi przykro.
Dlatego, zamiast po robocie siąść przy huśtawce i pokołysać dzieciaka, rzucamy się do sprzątania, gotowania, wszystko szybko – bo w torbie jeszcze trochę papierów z pracy i trzeba by się tym zająć. I ciągle ten stres i wyrzuty sumienia, że jeszcze nie wszystko się zrobiło. A dzieciak siedzi przed komputerem i przed telewizorem – niby z nami, a tak naprawdę sam.
Jest takie powiedzenie, że roboty nie przerobisz. Jest też drugie, o tym, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Jak dla dzieciaka nie znajdziesz czasu teraz, to ta chwila już nigdy się nie powtórzy. Nie ma łatwych rozwiązań, nie wiadomo, ile czasu codziennie powinno się poświęcać na bycie z dzieckiem i jak go znaleźć. Sam wiem to najlepiej i sam czuję, że ciągle jest go za mało.
Na studiach w Lublinie miałem na roku koleżankę. Któregoś dnia przyznała się, że wstaje o piątej – jej rodzice też i jadą nad zalew Zemborzycki. Wędkarze? Nie. Jeździli tam, żeby pospacerować i pogadać. Miała wtedy dwadzieścia parę lat. Szkoda, że nasze dzieciaki nie mają takiej szansy, choć mają po kilka czy kilkanaście latek. To lepsze niż kafelki w łazience, DVD i misiek. Bezcenne.
Podobne wpisy