Szminki i świnki
Podczas walki o fotel prezydenta Barak Obama powiedział do swojej przeciwniczki politycznej, gubernator stanu Alaska, że świnia, której umalujemy usta, pozostaje nadal świnią (nie cytuję tu dokładnie). Dzisiaj prezydent USA, a wtedy kandydat na to stanowisko, mówiąc to zachował się skrajnie niegrzecznie. Z drugiej strony trudno się nie zgodzić z Obamą, jeśli nie odnosić jego sentencji do konkretnej osoby, a jedynie do pewnych zjawisk obok nas.
W imię ochrony tych i tamtych, tego i tamtego trzeba dzisiaj mnóstwa szminki. Zwłaszcza dotyczy to nas dziennikarzy, którzy piszemy o rzeczach, zjawiskach i ludziach. Nie stosujemy jej oczywiście z własnej inicjatywy, chodzi raczej o to, że nazywając dzisiaj rzeczy po imieniu, możesz błyskawicznie stać się groźnym przestępcą.
Kiedyś, w czasach, o których raczej czytam niż wiem z doświadczenia (czyli za komuny) była cenzura. Dziennikarze używali więc wtedy szminki w dużej ilości, a czytelnicy, słuchacze i telewidzowie uczyli się czytania między wierszami. Dzisiaj historia zatacza krąg. Coraz trudniej uzyskać informacje, coraz więcej jest obostrzeń, coraz bardziej nerwowi robią się aktorzy sceny politycznej. Nawet tej miejscowej. Zastanawiam się, czy mogę napisać pijany, czy muszę szminkować i pisać pod wpływem alkoholu. Myślę, czy mogę napisać, że olewa mieszkańców, czy szminkować, że jeszcze im nie odpowiedział. I tak dalej. Pozostaje mi więc prosić Was, Czytelnicy, byście szminkowanych świń nie mylili z damami.
Podobne wpisy