
Patrząc z szerszej perspektywy różnych wydarzeń dotyczących mordów na ukrywających się podczas II wojny światowej osób narodowości żydowskiej oraz Polaków udzielających im pomocy nasuwają się różne dywagacje odnośnie osoby Wilhelma Jakiego. Opisując tą postać nadal podkreślam, że daleki jestem od gloryfikowania. Głównym celem jest przedstawienie ogromnej zawiłości czasu tamtej wojny.
Odmowa podpisania volkslisty i przeniesienie do Dębicy
Wilhelm Jaki do końca 1942 r. jako policjant granatowy pracował w Warszawie, równocześnie działał w konspiracyjnych strukturach Związku Walki Zbrojnej ZWZ, z którymi została scalona TAP. W tym czasie pomagał aresztowanym, ostrzegał zagrożonych zatrzymaniem, dostarczał broń kolegom. Od połowy 1942 r. niemieccy przełożeni z policji zaczęli namawiać go do podpisania volkslisty, na co stanowczo się nie godził. W grudniu 1942 r. został powiadomiony o tym, że 1 stycznia 1943 r. zostanie służbowo przeniesiony do pracy w Powiatowej Komendzie Policji Granatowej w Dębicy. Tam zatrudniono go na stanowisku tłumacza żandarmerii. Już drugiego dnia służby został wezwany do komendanta Bucholza, który rozpytywał go o powody dla, których nie chciał podpisać volkslisty. W kolejnych dniach pojawiły się żądania złożenia wspominanej deklaracji i straszenie więzieniem, a nawet obozem w Oświęcimiu.
W szeregach żandarmerii
Po upływie trzech tygodni przeniesiono go do pracy w żandarmerii jako wywiadowcę. Początkowo był izolowany, a współpracownicy podchodzili do niego z dużym dystansem. Jako wywiadowca trafił do grupy Roberta Urbana, która zajmowała się zwalczaniem bandytyzmu i likwidacją obywateli polskich narodowości żydowskiej. On sam w pierwszym okresie pracy zachowywał dystans do nakładanych do niego obowiązków. Mając też na uwadze dotychczasową przeszłość konspiracyjną starał się jak najmniej szkodzić lokalnej społeczności. Nie wykazywał brutalności czy chęci gorliwego ścigania paskarstwa, pokątnego uboju zwierząt. Aby nie stracić zaufania przełożonych z żandarmerii najczęściej wykrywał nielegalnie produkowany samogon.
Konfident z Zawady
Efektywność żandarmerii niemieckiej oparta była przede wszystkim na informacjach pozyskiwanych od konfidentów. Baza takich osób była też systematycznie rozbudowywana przez niemiecki aparat policyjny. Wilhelm Jaki jako tłumacz zwrócił uwagę na osobę konfidenta z Zawady, który swoim donosem spowodował aresztowanie kilkuosobowej grupy konspiratorów z terenu swojej miejscowości. Dzięki zręcznemu manewrowaniu podczas tłumaczenia przesłuchań Wilhelm spowodował zwolnienie tych osób. Podjęcie takich działań można złożyć na karby przysięgi organizacyjnej złożonej jeszcze w Warszawie, choć w tym czasie z całą pewnością nie zdołał nawiązać współpracy z lokalnymi strukturami AK.
Pierwsza likwidacja
Kilka miesięcy później żandarmeria niemiecka od tego samego konfidenta zaczęła otrzymywać kolejne informacje dotyczące konspiracji AK w Zawadzie. Podczas prywatnej rozmowy z funkcjonariuszem Kripo z Zawady, ten miał powiedzieć, że wspominany konfident opracował listę co najmniej kilkunastu osób związanych z konspiracją. Wilu zdając sobie sprawę z powagi sytuacji uzyskał przepustkę od dowódcy żandarmerii i tego samego dnia wieczorem dotarła do domu konfidenta. Ten chciał uciekać, jednak dosięgnęły go kule pistoletu. Wówczas zginęła też żona konfidenta współuczestnicząca w tym procederze. Niezadowolonemu Bucholzowi dowódcy żandarmerii, całą sytuację Wilhelm wytłumaczył, że zastrzelił agentów komunistycznych.
Małą i Brzeziny spacyfikują oddziały SS
Pierwszy tak radykalny krok spowodował, że Wilhelm Jaki znalazł się na przysłowiowej ścieżce z której nie było odwrotu. Część działań jakie podjął ukierunkowana była na ochronę struktur konspiracji i konsultowana z przełożonymi. Inne miały być dyktowane rozkazami dowódców z żandarmerii lub AK. Faktem niezaprzeczalnym jest, że w pamięci część mieszkańców Wielopolsczyzny zapisał się w niechlubny sposób. Tu trzeba jednak powiedzieć, że na tamten teren trafił z własnej inicjatywy, kierując się odruchem nakazującym mu obronę tamtejszej ludności. Powodem była wizyta Bystronia żandarma z Wielopola Skrzyńskiego na komendzie w Dębicy i żądanie skierowania na jego teren oddziałów SS z Pustkowa w celu likwidacji działającej tam partyzantki, grup rabunkowych oraz ujawnienia i zlikwidowania ukrywających się bardzo licznie osób narodowości żydowskiej. Wilhelm Jaki będąc świadkiem tej rozmowy zaproponował, żeby odroczyć ekspedycję karną SS, w zamiano on spróbuje najpierw dokładnie prześwietlić tamten teren. W taki sposób w połowie 1943 r. trafił na Wielopolszczyznę.
Ponad 20 ofiar śmiertelnych
Wśród dostępnych materiałów śledczych, są zeznania Wilhelma Jakiego oraz kilkunastu świadków. Obraz jaki jawi się z tych dokumentów szczegółowo ukazuje skalę działań i ilość ofiar. Z jego rąk na przełomie 1943 i 1944 r. miało zginąć ponad 20 osób narodowości żydowskiej w tym również kobiety i dzieci. W toku śledztwa nie zdołano ustalić ich personaliów. Najdokładniej udokumentowanym czynem była śmierć pięcioosobowej grupy pochodzącej z Dębicy. Ludzie ci przez co najmniej kilkanaście miesięcy byli ukrywani przez mieszkańców Brzezin. Nie widzę konieczności opisywania szczegółów odnośnie śmierci wszystkich ofiar przedstawię tylko tą jedną sytuację, która powinna oddać cały obraz tamtych dramatycznych wydarzeń.
Krwawa jatka, czy mniejsze zło?
W marcu 1944 r. około 4 nad ranem do domu jednego z gospodarzy w Brzezinach przyszła grupa mężczyzn. Po obudzeniu go policjant granatowy skuł mu ręce kajdankami i wyprowadził z domu, równocześnie żądając wskazania miejsca, w którym ukrywał Żydów. On jak wynika z zapisu protokołu przesłuchania …wiedząc, że ktoś zdradził, że ukrywam żydów bojąc się konsekwencji, początkowo nie przyznawałem się dopiero jak mnie zabrali pod stodołę i weszli do środka i był bunkier otwarty. Żandarm Jaki Wilhelm zaczął przez otwór strzelać do bunkra z posiadanego pistoletu maszynowego, w tym rozległy się krzyki Żydów, którzy zostali wewnątrz bunkra ranieni. Żandarm Jaki rozkazał Żydom wychodzić z bunkra, wyszedł tylko jeden o nazwisku Listwan, następnie wyszedł doktor, adwokat i brat Listwania wszyscy ranieni ciężko po nogach. Później wynieśli już zastrzelona siostrę doktora, której nazwiska w tej chwili nie pamiętam. Żandarm Jaki Wilhelm zaczął ponownie do żyjących jeszcze Żydów strzelać, którzy zostali wszyscy wystrzelani. Następnie rozkazał (…) pójść za chłopami, którzy mieli pogrzebać zastrzelonych…
Brzeziny o włos od pacyfikacji
Jak wynika z dostępnych materiałów Żydzi u Franciszka Czarneckiego ukrywali się 8 miesięcy. Wcześniej schronienia udzielali im inni mieszkańcy Brzezin. Gdyby żandarmeria niemiecka lub Gestapo dostała ukrywających się w swoje ręce, z całą pewnością zdołali by ustalić nazwiska wszystkich, którzy udzielali im pomocy przez poprzednie lata. W takim wypadku znając represyjny charakter działań okupanta śmierć ponieśli by nie tylko dotychczas ukrywający się Żydzi, ale i wszystkie osoby, które udzielały im pomocy. Dodatkowo znając realia tamtych czasów dotyczące stosowania odpowiedzialności zbiorowej nie można wykluczyć możliwości spacyfikowania tamtego terenu, które wiązało by się ze śmiercią nie kilku osób jak było w tym przypadku, ale co najmniej kilkudziesięciu.
Inaczej niż w Markowej
Patrząc z szerokiej perspektywy na wydarzenia, w których Wilhelm Jaki był pociągającym za spust, jest fakt, że nie zginął wówczas nikt z udzielających pomocy. Przykładami, dającymi do myślenia są wydarzenia z poddębickiej wsi Połomia, gdzie Niemcy we wrześniu 1943 r. zamordowali rodzinę Rębisiów, a także zamieszkującego w ich domu Feliksa Gawrysia oraz ukrywanych przez nich Żydów. Inny sztampowy przykład to rodzina Ulmów z Markowej, zamordowana razem z tymi, których ukrywali. W świetle powyższych sytuacji jasno przebija fakt zupełnie innego przebiegu wydarzeń w Brzezinach czy Małej, czyli znacznie mniejszej liczby ofiar. Sam Wilhelm Jaki, powody swojego postepowania i podejmowanych decyzji podał podczas jednego z przesłuchań. Przyznając się do winy funkcjonariuszom UB wymienił wszystkie osoby, które zastrzelił opisał okoliczności i podał daty. Kończąc mówił: …zastrzeliłem te osoby dlatego, aby ratować Polaków którzy przechowywali Żydów od odpowiedzialności za niedenuncjowanie Żydów… cdn
Tekst opracowany na podstawie zasobów Archiwum IPN.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!