magnezyty widoknet

Wojna już uderza w firmy i klientów  

Na Ukrainie trwa wojna, a giełdowe Zakłady Magnezytowe Ropczyce oraz Śnieżka swój biznes prowadzą także na Wschodzie. Producent farb za naszą wschodnią granicą ma nawet jeden z zakładów produkcyjnych. Czy konflikt militarny może zachwiać ich biznesem? Czy ma wpływ także na inne przedsiębiorstwa działające w naszym powiecie?

„Magnezyty” po wybuchu wojny wzięły pod lupę swoje zaangażowanie na rynku ukraińskim, rosyjskim i białoruskim. W firmie zweryfikowano zapasy wyrobów gotowych i należności, jakie od klientów z tamtych państw powinny wpłynąć do ropczyckiej spółki. Przeprowadzono także analizę skutków międzynarodowych sankcji. Po dokonaniu tych wszystkich operacji, zarząd firmy postanowił dokonać tzw. odpisu aktualizującego na kwotę 10,7 mln zł. Oznacza to, że władze spółki spodziewają się, że mogą być trudności w odzyskaniu należności o takiej właśnie wartości. 

Na wschodzie sprzedają 12 procent

News will be here

– Zarząd informuje jednocześnie, że wpływ wojny na wyniki finansowe spółki w przyszłych okresach jest obecnie trudny do oszacowania – oznajmiły ZM Ropczyce w raporcie z 1 marca.  „Magnezyty” poinformowały też, że na rynkach wschodnich spółka uzyskiwała około 12 proc. przychodów ze sprzedaży i niezależnie od dalszego przebiegu sytuacji w Ukrainie jest to maksymalny poziom zaangażowania na tamtych terenach.

Podobną część swoich przychodów za naszą wschodnią granicą osiągała Grupa Kapitałowa Śnieżka, który jeden ze swoich zakładów ma w Lubzinie. Z informacji przekazanej przez firmę wynika, że w 2021 r. przychody osiągnięte na rynku ukraińskim wyniosły 10,1 proc. wszystkich przychodów grupy, a w Rosji było to zaledwie około jednego procenta.

Zakład zawiesił produkcję

Śnieżka ma jednak w Ukrainie zakład produkcyjny. Po wybuchu wojny dyrektor generalny spółki Śnieżka-Ukraina podjął decyzję o czasowym ograniczeniu działalności od 25 lutego. Dotyczyło to wstrzymania dostaw oraz tymczasowego zawieszenia produkcji. Co dalej z ukraińskim zakładem, który znajduje się w Jaworowie, w obwodzie lwowskim? Według władz Grupy nie jest on, przynajmniej na razie, zagrożony. – Zakład produkcyjny nadal znajduje się poza aktualną strefą działań wojennych, wobec czego aktywa spółki ukraińskiej o wartości netto 38,53 miliona złotych (stan na 31 grudnia 2021 r.) nie są obecnie zagrożone – poinformowała Śnieżka. Zarząd spółki na razie nie widzi przesłanek, które wskazywałby na utratę możliwości kontynuacji działalności w Ukrainie. Jednocześnie stwierdza, że nie ma możliwości oszacowania ewentualnie utraconych korzyści w 2022 r. i kolejnych latach. Władze firmy podkreślają, że dla grupy najważniejsze są rynki polski i węgierski, które w 2021 r. dały grupie około 85 proc. sprzedaży.

W dniu ataku Rosji na Ukrainę notowania akcji ZM Ropczyce i Śnieżki – podobnie jak większości spółek giełdowych – mocno spadły. W kolejnych dniach powróciły do poziomów sprzed rozpoczęcia wojny.

Zboża o 100 procent w górę

Sytuacja w Ukrainie ma jednak wpływ nie tylko na przedsiębiorstwa prowadzące działalność na tamtych rynkach. Nasi wschodni sąsiedzi to np. duzi producenci i eksporterzy zbóż. Wojna wpłynęła na wzrost ich cen. – Surowca ze wschodu nie sprowadzamy, natomiast wykorzystujemy dużo zboża czeskiego, słowackiego, węgierskiego i polskiego. Z dostępnością nie mamy problemu, natomiast ceny od rozpoczęcia wojny poszły o 100 procent w górę. Będzie więc drogo. Nie tylko chleb będzie drogi, bo zboże wykorzystywane jest do produkcji wielu innych artykułów – mówi Łukasz Skowroński, właściciel Młyna Ocieka. Zwraca też uwagę, że nie tylko rosnące ceny surowca wpływają na cenę produktu końcowego. – Przecież zboże samo do młyna nie przyjedzie, ani później mąką do piekarni. Trzeba to przewieźć, a ceny paliwa też idą w górę. My prowadzimy też transport międzynarodowy i mocno to odczuwamy. Nasze tygodniowe koszty wzrosły o 100 tys. zł – dodaje Skowroński.

Stawki nie nadążają za cenami paliwa

W górę idą także ceny pasz. – Co dostawa, to cena inna, bo surowce używane do produkcji też ciągle się zmieniają. Ludzie kupują te pasze, bo co mają robić. Jak ktoś ma pisklaki to przestanie je karmić? Zagazuje je? Musi je przecież odchować – mówi Tomasz Malinowski, właściciel sklepu z paszami w Ropczycach.

Na rosnące ceny pasz narzeka też Kazimierz Sowiźrał zajmujący się m.in. chowem trzody chlewnej. – Z dostępnością pasz nie ma problemu, ale ceny dały nam mocno w kość. Teraz przynajmniej trochę wzrosły też ceny żywca, ale można powiedzieć, że byliśmy na skraju bankructwa – mówi Sowiźrał. Oprócz działalności rolniczej zajmuje się także transportem i również zwraca uwagę na drożejące paliwo. – Stawki za przewóz nie nadążają za wzrostem cen paliwa – dodaje przedsiębiorca.

Konflikt na wschodzie odbija się także na innych branżach. – Ja akurat nie handluję towarem ze wschodu, więc problemów z dostawami nie mam. Natomiast ceny idą w górę, niektóre są wręcz chore. Na przykład stal w ciągu trzech, czterech dni od wybuchu wojny poszła w górę o około 10 procent, a przecież ona jeszcze zanim zaczęła się wojna  drożała i w dodatku jej brakowało – mówi Bogusław Malski, właściciel sędziszowskiej firmy Stal-Bud, zajmującej się handlem materiałami budowlanymi.

Nie wiadomo, na jakim pułapie zatrzyma się rajd cen. Natomiast, jak zauważa Łukasz Skowroński, wszystko odbije się na kliencie.