Dopadli mnie z ustnikiem
Od 16 lat mam prawo jazdy. Sporo jeżdżę, tak przynajmniej się mi wydaje. Sam byłem tym zaskoczony, ale przez cały ten czas ani raz policja nie zatrzymała mnie, żeby skontrolować stan trzeźwości. Tak było aż do tego roku. W ostatnią niedzielę (wracałem z Nowego Sącza) policjant w jednej z miejscowości zatrzymał mnie, po czym nawet nie spojrzał na dokumenty, które chciałem mu podać.
Wręczył mi ustniczek, kazał rozpakować i dmuchać. Wiecie, jaki to stres? Wynik… 0,0. Po raz trzeci w tym roku. Wcześniej miałem już przyjemność dmuchnąć w nocy w Kawęczynie, wracałem z młodszym bratem od ojca. Było też badanie o 10:00 wieczorem w środku lasu w Bystrzycy, wracałem z wieczornego wyjazdu na narty. Wszystkie dmuchania w okolicach popularnych imienin. Wynik ten sam.
Nie wiem, czy policja nie może w magazynach pomieścić tych ustników i próbuje się ich pozbyć, czy może na poważnie wzięła się za pijanych. Jeśli to drugie, to mam nadzieję, że nie będzie już sprawców stłuczek, którzy wyparowali z miejsca zdarzenia. W ubiegłym roku pisaliśmy przynajmniej dwa razy o takich kierowcach, którzy chwiejnym krokiem oddalili się z miejsca zdarzenia, a potem cała policja powiatu bezsilnie poszukiwała ich przez trzy dni. Jak już procenty odparowały, zgłaszali się na komisariat i niemal ze łzami w oczach opowiadali, jak to w głębokim stresie po wypadku nie mogli opanować się przed ucieczką. Biegli chyba jak Forest Gump, skoro stres ich przez te dwa czy trzy dni nie mógł opuścić…
Trochę sobie ironizuję, ale tak naprawdę mam nadzieję, że w naszym powiecie uda się policji przestraszyć paru tych, którym po trzech piwach wydaje się, że za kierownicą pokonaliby nawet Kubicę.
Podobne wpisy