
Dominik Siwiec postanowił się „przebranżowić” - kolarstwo zamienił na bieganie. W maju zanotował swój pierwszy większy sukces biegowy, a stało się to w dalekim New Jersey.
Niemal równo rok temu Dominik Siwiec mówił na łamach tygodnika Reporter Gazeta, że zamierza przerzucić się z kolarstwa szosowego na gravelowe. Duże nadzieje wiązał przede wszystkim z mistrzostwami Polski. Jak zawsze, stawiał sobie ambitne cele. Niestety, nie miał szansy ich zrealizować. Powód był prozaiczny - mistrzostwa zostały odwołane, nie odbyły się.
Mieszkaniec Sędziszowa Małopolskiego wystartował natomiast w wyścigu Galicja Gravel Race w Głogowie Młp. Dwadzieścia kilometrów przed metą miał upadek, nie ukończył wyścigu. Innym razem, w Szczawnicy, zaliczył zderzenie z autem.
- W sumie wypadków rowerowych miałem chyba z pięć i przelała się czara goryczy... Oczywiście wypadki w kolarstwie się zdarzają, ale uznałem już, że może nie warto ryzykować. Przestało mi to sprawiać przyjemność, rower zszedł na dalszy plan - przyznaje Dominik Siwiec.
W dorobku ma tytuł drugiego wicemistrza Polski, zwycięstwo w UCI Majka Gran Fondo oraz Majka Days, a także w Orlen Lang Team Race. Jednak po ostatnim wypadku zdecydował się wziąć rozbrat z wyczynowym kolarstwem. Nie planuje już startować w zawodach. Niedawno, owszem, pojeździł rowerem we Włoszech, ale tylko turystycznie.
Ponieważ życie, również to sportowe, nie znosi próżni, a chęć rywalizacji i wygrywania Dominik ma we krwi, postanowił poszukać innych wyzwań.
- Nigdy wcześniej nie brałem udziału w zawodach biegowych, a zawsze chciałem spróbować. Już w tamtym roku zaliczyłem kilka biegów. W Sandomierzu byłem drugi. Pomyślałem, że może coś z tego być. Był to bieg na pięć kilometrów. Do dłuższych dystansów trzeba mieć wytrzymałość, ja wolę szybsze biegi. Taką „piątkę” robi się w kilkanaście minut - opowiada.
Ostatnio nasz rozmówca nieźle zaszalał - rywalizował w biegu zorganizowanym... na zachodniej półkuli, za „wielką wodą”. Jak to się stało, że trafił aż do Stanów Zjednoczonych?
- Mój serdeczny kolega, Irek, z którym siedziałem w szkolnej ławce, od pięciu lat mieszka w Nowym Jorku. Już wcześniej zapraszał mnie do siebie, ale nie mogłem sobie na taki wyjazd pozwolić, zawsze coś stało na przeszkodzie. Teraz wreszcie nadarzyła się okazja. Przyszło mi do głowy, żeby przy okazji pobytu w Stanach wystartować w jakimś biegu - opowiada.
Sportowe przygotowania trochę zakłóciła kontuzja nogi, której doznał w kwietniu. Sędziszowianin walczył z bólem, starał się podtrzymać formę. Ze swojego pomysłu nie zrezygnował - 19 maja stanął na starcie biegu The Jersey City Spring Half, który - jak sama nazwa wskazuje - odbył się w Jersey City (w stanie New Jersey).
- Pięciokilometrowa trasa w parku Lincolna była wymagająca - opisuje. - Biegliśmy przez miasto, ale nie był to typowy uliczny bieg. Kręte, wąskie ścieżki, dużo zakrętów, parę wiaduktów. Na zakrętach trzeba było zwalniać. Pewnym utrudnieniem było to, że po drodze mijaliśmy się z biegaczami startującymi na innym, dziesięciokilometrowym dystansie.
Nasz krajan od początku ruszył do przodu. Mniej więcej na 500 metrze oderwał się od reszty stawki razem z Brazylijczykiem Amarildo dos Santosem. Do trzeciego kilometra biegli obok siebie. Później Brazylijczyk jeszcze bardziej podkręcił tempo i linię mety minął jako pierwszy. Drugi był Dominik Siwiec. Wśród 177 biegaczy z całego świata uzyskał więc super rezultat.
- Miałem kontuzję, ale nie będę się użalał nad sobą i mówił, żeby gdyby nie ona, to bym wygrał. Przed biegiem drugie miejsce brałbym w ciemno - przyznaje. - Z drugiej strony, nie chciałem jechać pół świata tylko po to, żeby ukończyć bieg i otrzymać medal finischera. W kolarstwie zdążyłem już posmakować wygranych i zawsze w sporcie chcę walczyć o wysokie lokaty. Wiedziałem, że być może nigdy więcej nie będę już miał okazji pobiec w USA.
Tak udany start to dla niego zachęta do udziału w kolejnych zawodach biegowych. - Wcześniej muszę jednak wyleczyć w pełni uraz nogi, bo trudno w nieskończoność być na lekach przeciwbólowych. Poza tym chcę poukładać sprawy zawodowe i „dopiąć” studia ekonomiczne na Uniwersytecie Rzeszowskim. Nie było mnie w Polsce trzy tygodnie. Czwartego lipca czeka mnie obrona pracy magisterskiej. Na jesień mam już jakieś wstępne plany sportowe, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość - mówi na koniec.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie