Bartosz Curzytek, prezes Podkarpackiego Związku Badmintona i prezes Uczniowskiego Klubu Sportowego Sokół Ropczyce mówi o szansach na rozwój badmintona w Ropczycach.
(…) To jest ciekawa historia, że Ropczyce w pewnym momencie stały się badmintonowo mocne i udało się tu zarazić tym sportem wiele osób, ale różne zawirowania spowodowały, że badminton klubowy zniknął. Jest jakaś konkretna przyczyna?
Ja myślę, że trzeba zacząć w ogóle od całej struktury funkcjonowania badmintona w Województwie Podkarpackim, a Ropczyce są jednym z punktów na jego mapie. My jako województwo wypuszczamy bardzo dużo doświadczonych zawodników poza granicę naszego województwa. Grają w innych ośrodkach, z czasem zmieniają też licencje na kluby spoza Podkarpacia, co później skutkuje tym, że w klubach do których wyjadą, zostają instruktorami, trenerami.
A w Ropczycach brakuje młodej kadry?
To jest jeden z pierwszych powodów braku tych instruktorów. My musimy uczyć i szkolić, w cudzysłowie świeże osoby, które nie miały styczności z badmintonem. Czy to nauczycieli wychowania fizycznego czy panie z nauczania początkowego.
Potrzeba żeby badminton zaczął się komercjalizować w województwie, natomiast żeby wejść na ten wyższy poziom musimy poczynić jako Podkarpacki Związek Badmintona takie kroki, żeby pościągać instruktorów lub zadbać o to, żeby oni się tutaj po prostu sami pojawili.
Dlaczego warto grać w badmintona?
Powodów może być dużo, naprawdę. Przede wszystkim to ogólnorozwojowa dyscyplina. Nie ma tutaj ukierunkowania na jakąś siłę, moc. Zwłaszcza w tej początkowej fazie bawimy się ogólnorozwojowo, z biegiem czasu oczywiście specjalizujemy się już w danej kategorii, czy gry pojedyncze, czy gry podwójne.
Możemy rozgrywać turnieje od najmłodszych lat, bo już 5, 7, 9 latki rywalizują ze sobą. Jest to sport indywidualny. To z kolei zaleta choć nie dla każdego będzie to plusem.
Za to jest to sport indywidualny, gdzie próg wejścia finansowy, organizacyjny czy jeszcze jakiś inny jest niski. Nie wymaga dużych nakładów?
Tak jak Pan mówi, na samym początku wystarczy podstawowa rakieta, lotkę zawsze na turnieju jakiś organizator jest w stanie zabezpieczyć. Także myślę, że chęci, ubiór sportowy, rakieta i możemy startować nawet w turnieju. Myślę, że każdy gdzieś tam próbował gry w badmintona, na przykład z rodzicami, albo z kolegami na podwórku.
Wiem, że to jest dyscyplina czasami traktowana z przymrużeniem oka przez niewtajemniczonych. Mecz zawodników, którzy są już na pewnym poziomie, może jednak zadziwić. Obserwuje pan takie zaskoczenia, co jest największym?
Dokładnie tak. Jak sobie patrzymy na osoby, które odbijają na plaży, to wygląda to na banalnie proste, natomiast jak już wejdziemy na kort, to wiele czynników wchodzi w grę i trzeba je połączyć. Mamy poruszanie się po korcie, czyli nogi. Musimy zgrać ruch ręką, z rakietą i z okiem. Ta koordynacja wzrokowo-ruchowa jest jednym z tych pierwszych elementów, z którymi zawodnicy mają problem. Z tym, żeby trafić po prostu w tą lotkę, wyczuć odległość.
No i dochodzi jeszcze dynamika sportu. Z kim nie rozmawiamy, czy to dorosły, czy dzieciak, to mówią, że po pół godzinie zaczynają doceniać ten sport i to jak bardzo, bardzo jest męczący.
Jak pan zaczął trenować badminton?
O, to było bardzo dawno temu.
Jest pan młodym człowiekiem, więc nie mogło być bardzo dawno temu.
To była czwarta klasa szkoły podstawowej, o ile dobrze pamiętam. Grałem w piłkę nożną u pana Marka Ochmańskiego w szkole podstawowej nr 5, UKS Górka Ropczyce. Po prostu UKS tam chyba troszeczkę przestawał funkcjonować a moi kuzyni chodzili na badmintona, jak myślę od pół roku. No i też poszedłem na trening.
Przypomni Pan, o których kuzynów chodzi?
Tak, ja myślę, że wiele osób ich zna, to są bracia Sado, Dominik i Sebastian.
Kiedyś gwiazdy badmintona w Ropczycach.
Oj, zdecydowanie tak. Ja myślę, że tutaj też powinniśmy my jako Ropczyce i środowisko badmintona ropczyckiego zrobić wszystko, żeby takie osoby jak Dominik, Sebastian, nawet Kinga Stefańska, czy Ania Moskal, córka obecnego burmistrza powoli odkurzyły rakiety i pojawiły się na hali. Dla takich młodych zawodników, jakich tutaj mamy w tym momencie na hali, byliby kopalnią wiedzy i przykładem.
Pan się związał z badmintonem nie tylko jako zawodnik. Jaka jest historia tego wejścia do związku?
Powiem szczerze, że sam nie wiem jak to się stało. Jakoś tak naturalnie. Przede wszystkim osoby, z którymi trenowaliśmy wspólnie, zawodnicy z Ropczyc w pewnym momencie po prostu porozchodzili się po studiach, po liceach. Na miejscu zostało kilka wtedy młodych zawodniczek, z którymi po prostu gdzieś tam na początku tylko odbijałem, a przerodziło się to później w trenowanie, wspólne wyjazdy na turnieje. Gdzieś wtedy po prostu ta droga trenerska potoczyła się sama. Teraz powolutku i po małej przerwie wracam.
Jako działacz czy również jako zawodnik?
Wracam jako działacz. Objąłem od stycznia bieżącego roku funkcję prezesa Podkarpackiego Związku Badmintona, także sporo pracy jest przede mną.
Czyli w Ropczycach zrobił się wyjątkowo sprzyjający klimat dla badmintona, bo nie jest tajemnicą, że burmistrz Kazimierz Moskal to zapalony entuzjasta tego sportu, a pan szefuje związkowi. Jest szansa na odrodzenie się klubu?
Ja tak po cichu myślę, że się uda. Jeszcze wszystko jest na etapie rozmów i planowania, natomiast, liczę na przychylność władz, żeby przede wszystkim takie organizacyjne rzeczy udało się przeprowadzić, żebyśmy mieli dostęp do obiektów sportowych. Ropczyce mają świetne warunku. Nie tylko turnieje możemy tu organizować ale też różnego rodzaju obozy, zgrupowania.
O ten dostęp do obiektów sportowych w Ropczycach jest jednak trudno, bo sporo młodzieży, w wielu klubach i dyscyplinach chciałaby korzystać z sal i hali.
Jeśli chodzi o badmintona, to my mamy okres, w którym musimy być na hali, czyli w okresie późnojesiennym, zimowym, czy wczesnowiosennym. Wtedy ta hala jest nam niezbędna, natomiast jest to innowacja, bo nie słyszałem na Podkarpaciu, żeby któreś kluby w ten sposób pracowały, ale w okresie wiosenno-letnim możemy wychodzić i trenować na zewnątrz. Jak już na początku rozmowy powiedzieliśmy, jest to bardzo ogólnorozwojowy sport, także w grę wchodzą wszelkiego rodzaju orliki, korty, boiska z nawierzchnią tartanową. A nawet kawałek płaskiego terenu.
Jak to miałoby wyglądać?
Tak naprawdę my sobie zrobimy trening godzinny, półtoragodzinny, ogólnorozwojowy na zewnątrz. Wbrew pozorom, w Ropczycach, mamy gdzie pobiegać. Mamy piękną cegielnię, na której wylaliśmy jako zawodnicy litry potu. Mamy do dyspozycji baseny, więc pod kątem organizacji jakoś dałoby się to poukładać bardziej innowacyjnie. Na okres cieplejszej pory roku możemy wychodzić poza hale, na zewnątrz. Największy ścisk z tymi obiektami sportowymi to są okresy zimowe.
A co z kadrą?
Mamy trenera Władysława Kruka, Dariusza Rachwała, jest pani Monika Kubik. Myślę, że to są pierwsze osoby, które tutaj powinniśmy wymieniać ale są też inne.
Jest to pana ambicją, żeby odrodził się klub badmintona w Ropczycach?
Oj, bardzo mocno tego chcę. I nawet czasami mam wrażenie, że aż za mocno.
Bo nadal mieszka pan w Ropczycach?
Tak, kupiliśmy mieszkanie na osiedlu Mehoffera. Tu żyjemy z żoną, z córką, także na chwilę obecną na pewno będę tutaj na miejscu i będę starał się zrobić wszystko, żeby ten badminton tutaj wrócił. Mamy na to trochę czasu, może nie wszystko od razu, że tak powiem, ale w długoplanowym założeniu chcielibyśmy, żeby badminton się znowu pojawił jako oferta sportowa. Podobnie, długoplanowo planujemy jako Podkarpacki Związek Badmintona, a jedną z tych rzeczy, które budują klimat jest to, że mamy tu turniej wojewódzki. Chcemy jako związek wrócić na Podkarpaciu do tej formuły turniejów wojewódzkich, bo ich środowisku brakowało ostatnimi czasy.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie