
Czas na podsumowanie pierwszego Biegu Ojców "Pobiegaj Ze Mną Tato". W ropczyckich Witkowicach wystartowało ponad 150 ojców z dziećmi. Była radość, śmiech, było przełamywanie barier. Dzieci z jednej strony, a ojcowie z drugiej w wielu przypadkach odkryli, że mają potencjał, by robić coś ciekawego. A przy okazji udało się uzbierać ponad 5 tysięcy złotych na rehabilitację Atosi, dziewczynki chorej na zespół Retta.
Organizator Biegu Ojców czeka jeszcze na informację o wynikach zbiórki na platformie rejestrującej biegaczy. Część rejestrowała się przed biegiem, w Witkowicach. Część w internecie.
Całkowity dochód z wydarzenia będzie przekazany rodzinie Antosi. W czasie rejestracji była tylko kwota minimalna, wielu uczestników przekazało większe datki niż ten minimalny, który wynosił 50 zł przez internet i 60 na miejscu.
Biegli ojcowie z dziećmi na rękach, biegli pchając wózki, byli tacy, którzy cały bieg pokonali z dzieckiem za rękę, ale też tacy, którzy mieli trudności, by dogonić córkę czy synka. Tu nie liczyło się kto pierwszy na mecie, ważne było, by przebiec ją, trzymając się za ręce. Była radość i było bezpiecznie.
- Pomysł jest rewelacyjny, szczególnie, że cel charytatywny jest połączony z takim świętem, jakim jest „Dzień Ojca”. Wyjątkowym, bo prezent dostaliśmy już w chwili narodzin. A tu możemy jeszcze pomóc innemu ojcu, rodzicom Antosi. Super sprawa – mówi Waldemar Wilk, znany ropczycki poeta, który biegł z córką.
- Biegło się fantastycznie, organizacja świetna, impreza dostosowana ewidentnie również do najmniejszych dzieci – mówi Maciek, który pobiegł z córką Anielą. - Dzieci dały radę, kryzysów nie było – cieszył się z kolei zadowolony po biegu Mateusz, który wystartował z 5-letnim Oliwierem i 4-letnią Kornelką dopingowany przez mamę Klaudię i najmłodszego syna Miłosza.
Zaskoczyła nas ekipa, w której dwóch facetów przebiegło metę, trzymając za ręce jednego chłopca. - To był ojciec i ojciec chrzestny. Tak, byliśmy wyróżniającą się w tłumie ekipą – mówi Michał, który startował z 4-letnim Tytusem, wspomagany przez Marka, ojca chrzestnego, który biegł ze swoim nastoletnim synem, ale na mecie pomagał małemu Tytusowi.
Sam chłopiec chyba odkrył swoje powołanie - Fajnie się biegło. Biegam dużo – mówił Tytus. Chłopiec, tuż po ukończeniu 700-metrowego odcinka, kiedy zobaczył, że startuje druga grupa na dystans 1400 metrów, przyłączył się z tatą do drugiego biegu.
Nie pozwolił tacie się zatrzymać i przebiegł pełny drugi dystans. I tylko na chwilkę zwolnił, mijając skrzynkę elektryczną na płocie jednego z domów. - Teraz ma taką zajawkę, skrzynki elektryczne, słupy, wypatruje ich wszędzie – wyjaśnia tato.
Na starcie i mecie zameldowało się wielu ojców z Ropczyc, ale też z samych Witkowic, w tym zastępca burmistrza. - Piękne wydarzenie, tym bardziej, że jest w Dniu Ojca. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania – mówił tuż po biegu Michał Przystaś, który w wydarzeniu brał udział z córkami dopingowany przez żonę.
- Biegło się bardzo dobrze, pogoda sprzyjająca, wiatr w plecy, trasa łagodna i krótka. My akurat wybraliśmy rodzinny dystans 700 metrów, pokonaliśmy, daliśmy radę. Winszuję organizatorom, świetna impreza i mam nadzieję, że będzie cykliczna – dodał Michał Przystaś, zastępca burmistrza Ropczyc.
Podczas biegu wielu ojców odkrywało możliwości swoich dzieci. - Staraliśmy się równomiernie biec, ale syn, choć młodszy, wyrywał do przodu, musiałem go nawet stopować, bo nie dałbym rady. Zwłaszcza, jak byliśmy na końcówce i dzieci zobaczyły metę, wstąpiły w nich dodatkowe siły i trzeba było przyspieszyć – mówi Grzegorz Łomnicki, który biegł z kilkuletnimi Izą i Antonim, a mama dzieci wystąpiła w roli kibica.
Mamy miały w czasie biegu ważne zadania, zwłaszcza w przypadku najmłodszych uczestników, bo stanowiły zabezpieczenie. - Początkowo biegłem z synem Augustynem, który ma roczek, a bieg ukończyłem z córką Anielką, która ma 8 lat – mówi Remigiusz Pazdan, który w czasie biegu przekazał synka żonie.
Remigiusz to siatkarz KS Bystrzaki, który działa też w Klubie Ojca Reaktywacja. Pytany, czy córka ma, podobnie jak tato, sport w genach, powiedział: - Anielka kontynuuje sportowe tradycje rodzinne, bo jest akrobatką.
- Niesamowicie wyszło to przedsięwzięcie, to chyba dzięki wsparciu „z góry” no i na pewno zaangażowanie, determinacja Roberta Rasia. On jest pomysłodawcą i to dzięki niemu tu jesteśmy, biegamy i zbieramy pieniądze – mówił Remigiusz Pazdan, którego poprosiliśmy o podsumowanie.
Wspomniany Robert Raś też cieszył się z przebiegu tej organizowanej po raz pierwszy imprezy. - Poszło płynnie, bez komplikacji, widziałem, że ludzie mieli radość i potwierdziło się, że jest potrzeba organizowania takich wydarzeń. Myślę, że za rok powtórzymy to, może nawet w szerszej formule – planuje już Raś.
Pytany, jaki cel ma bieg, poza zbiórką dla Antosi, powiedział: - Chcemy dać tatom nadzieję, wsparcie, wyzwolić w nich ochotę, żeby zabierali dzieci na wspólne wydarzenia, żeby brali pełną odpowiedzialność za swoje ojcostwo.
- Obserwujemy świat i widzimy, że kobiety mają nad nami przewagę w tej opiece nad dziećmi. Tak się podzieliły role, że mama się opiekuje, a ojciec zarabia pieniądze. Czasem ojcowie są jakoś nawet spychani w tej opiece na bok, a czasem sami nie bardzo chcą się angażować – mówi Robert Raś, z którym rozmawiamy dzień po biegu i dodaje:
- Mam nadzieję, że daliśmy taki impuls, by ojcowie nabrali odwagi w tym braniu odpowiedzialności za wychowanie dzieci. Ojciec jest od przygód, od aktywności. Tak, ma też czasem pomóc zmienić pieluchę, ale to ojciec wprowadza dziecko do życia w tej „dżungli”, w ten trudny świat. Chcemy, by ojcowie brali za to odpowiedzialność, nie tylko za zarabianie pieniędzy na utrzymanie rodziny.
- Zdarzyła się tylko jedna mała obcierka, nie było innych kontuzji czy wypadków – podsumowuje Robert Raś, pomysłodawca i współorganizator Biegu Ojców. Imprezę firmował Klub Ojców – Reaktywacja, czyli działające przy parafii w Witkowicach małe stowarzyszenie.
Delikatne otarcie przydarzyło się córeczce Seweryna Guziora, byłego boksera, trenera Galicji Sędziszów Małopolski. - Jeszcze troszkę szczypie – mówiła dziewczynka, którą spotkaliśmy ponownie kilka godzin po imprezie. Towarzyszyła tacie w czasie Pikniku rodzinnego w Klęczanach, gdzie młodzi bokserzy Galicji mieli pokazową walkę.
Najbardziej wzruszającym obrazkiem tego biegu był ten, kiedy linię mety mijały dwie dorosłe córki, trzymając za ręce tatę w zaawansowanym wieku.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie