
Grzegorz Wrona, prezes OSP Sędziszów Młp. opowiada o punktach zwrotnych w historii tej jednostki, zmianach, przyszłości, ludziach i problemach OSP, która w tym roku świętuje 150- lecie istnienia.
Jak się ma Ochotnicza Straż Pożarna w Sędziszowie Małopolskim 150 lat od założenia?
Dobrze i coraz lepiej. Skład jest płynny. Ciągle ktoś przychodzi, ktoś odchodzi. Były problemy, teraz jest dobrze.
Generalnie we wszystkich strażach ta obecność jest taka, moim zdaniem, sinusoidalna, czyli są okresy, gdzie jest dużo ludzi, a później są braki kadrowe. Trudno powiedzieć, z jakiego powodu, czasami jest to „życie”.
Część wyjeżdża, zmienia miejsce zamieszkania, żeni się lub wychodzi za mąż i zaczynają się takie minima kadrowe. Czasem jest już trudno funkcjonować. Mija kilka lat, znowu jest narybek większy.
A jaki dzisiaj jest ten skład?
Na chwilę obecną liczy około 30 osób. Ale takich mocno zaangażowanych, którzy działają, to myślę, że można by około 20 osób policzyć.
Takich, którzy na wezwanie są w stanie rzeczywiście ruszyć do remizy?
Tak i pojechać. Pozostali, jeżeli wiemy, że jest jakieś zabezpieczenie, będzie to za tydzień, czy na przykład wyjeżdżamy na granicę, akcję do Przemyśla czy gdzieś indziej, to jak mają czas i potrafią sobie załatwić zwolnienie w pracy, to też jadą.
Do Przemyśla w czasie, kiedy wybuchła wojna na Ukrainie i był kryzys emigracyjny?
Tak, braliśmy kilka razy udział między innymi na dworcu w Przemyślu, pomagając służbom, które tam działały.
A co z tym sprzętem? Jesteście jednostką najbliżej ratusza, lokalizacyjnie centralną.
Od kilku lat mamy coraz lepszy sprzęt. Nie możemy narzekać, tak jak kiedyś na tabor samochodowy, bo ten sprzęt mamy w zasadzie nowy.
Ze starych sprzętów mamy Stara, który jest samochodem kwatermistrzowskim. Trzymamy go już z racji bardziej statusu zabytku, który de facto funkcjonuje i jest w pełni sprawny.
To wersja skrzyniowa. Często go używamy do na przykład transportu sprzętu harcerzom. W tym roku również jedziemy im zawieźć ekwipunek gdzieś w okolice Biłgoraja.
Star 200 to trochę taka wasza jednostkowa maskotka?
No jest bardzo miło, kiedy się zatrzymujemy na stacji paliw i wszyscy tirowcy przychodzą sobie robić zdjęcia. Bo oni pamiętają, jak ojciec tym jeździł albo znajomy.
A wracając do tych pojazdów gaśniczych i ratowniczych, czym dysponujecie?
Mamy dwa samochody, samochód lekki Fiat Ducato i samochód średni Volvo. Jeden ma 10 lat, drugi 5. Nie są to samochody jakoś nadmiernie wyeksploatowane, w związku z tym myślę, że to sprzęt zapewniający europejskie standardy działania.
Jaka jest pozycja OSP Sędziszów Młp. w całym systemie ratownictwa?
Od 1995 roku jesteśmy w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym, czyli możemy być dysponowani na teren całego kraju, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Na chwilę obecną mamy tych wyjazdów sporo z KSRG. Generalnie jesteśmy w centrum gminy, w związku z tym jeździmy na teren całej gminy z działaniami. Średnio w roku mamy ok 100 wyjazdów.
Blisko drogi 94, na której jest sporo wypadków?
Tak. W tej chwili, jeżeli byśmy rozmawiali o klasyfikacji tych zdarzeń, to jest inna niż w czasach, kiedy ja przyszedłem do OSP ponad 30 lat temu. Wtedy to były generalnie pożary. Teraz mógłbym powiedzieć, że to są miejscowe zdarzenia, wśród których 90% to kolizje, wypadki drogowe.
I to nadal się zmienia?
Teraz bardzo dużo się zaczyna nowatorskiego działania, czyli siłowego otwarcia i wejść do domów, ponieważ wiąże się to chyba z demografią i z tym, że ludzi strasznych, samotnych jest coraz więcej.
Część z nich umiera sama w domu, część po prostu się przewróci i nie może samodzielnie wstać. Wczoraj mieliśmy taką akcję, pani się przewróciła i prawie dwa dni leżała, bo nie mogła sobie wezwać pomocy, dopiero opiekunka zorientowała się i zareagowała.
Tragiczne sytuacje...
No są to takie przykre akcje, bo bywają osoby zmarłe, które z domu się wyciąga albo pomaga się takim, którzy już są w trudnym stanie.
Z tymi zmianami na przestrzeni ostatnich lat, zmieniają się też umiejętności strażaków OSP? Strażak musi być teraz „magikiem”. Musi wiedzieć wszystko, musi mieć oczy dookoła głowy. Bardzo niebezpieczne są akcje przy drogach, wypadki, wszelkie zdarzenia.
Ludzie nagminnie filmują je, jadąc samochodami. Nie patrzą, gdzie jadą, tylko na to, co ich telefon filmuje.
Czasem się zagapią, rozmawiają przez telefony, przez system głośnomówiący, nie patrzą.
Trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby się nie stać kolejną ofiarą przy takim wypadku.
I do tego musicie reagować na nietypowe zagrożenia...
Do tego dochodzą wszelkie inne „dziwne” zdarzenia typu owady błonkoskrzydłe, najczęściej szerszenie. Tu też trzeba bardzo mocno uważać, żeby nie stworzyć sobie lub komuś zagrożenia.
Dochodzą też takie śmieszne akcje, jak ptak, wąż czy nietoperz w sklepie, spłoszony koń, kot na drzewie. Trzeba przewidywać do przodu, co się może stać w tych akcjach.
Wzrosły w ostatnich latach kompetencje ratownicze strażaków ochotników, ich wyszkolenie?
Dzisiaj, żeby stać się podstawowym strażakiem i móc brać udział w akcji, to trzeba odbyć minimum podstawowe szkolenie w komendzie powiatowej, w naszym przypadku w Ropczycach.
Trwa kilka miesięcy, kończy się egzaminem. W międzyczasie jest egzamin w komorze dymowej, gdzie ubrany w pełni strażak z aparatem ochrony dróg oddechowych przechodzi w ciemności przez zadymione pomieszczenia, z dodatkowymi utrudnieniami w przemieszczaniu się.
Inaczej to wyglądało w latach 90-tych?
Kiedy ja zaczynałem, był kurs podstawowy składający się z trzech weekendów i jakieś tam małe ćwiczenie na końcu.
Teraz, z racji tego, że sprzętu jest coraz więcej, mam na myśli aparaty oddechowe czy sprzęt do cięcia i otwierania pojazdów, trzeba więcej potrafić. To są takie urządzenia, które źle użyte mogą zagrażać samemu strażakowi, ale również osobom, którym się pomaga.
Zobacz: Jak grupa ludzi na początku lat 90. odtworzyła OSP Sędziszów, które przestało funkcjonować pod koniec lat 80.
Dlaczego kiedyś wstępowało się do OSP?
Bo się coś działo, bo adrenalina, bo znajomi byli.
Zastanawiam się, co kieruje teraz chłopakami, którzy chcą zostać strażakami ochotnikami?
Kiedyś nawet z nimi rozmawialiśmy. To są podobne motywacje jak kiedyś. Nie chcą albo są już znudzeni siedzeniem w internecie. I ja bym powiedział, że w tej chwili wstępuje do straży elita młodych ludzi.
Ci, którzy nie chcą tylko siedzieć na tyłku i przeglądać kolejnych rolek, tylko chcą coś zrobić. Pomóc, ale też poczuć, że coś się dzieje, jakąś adrenalinę, buzowanie krwi. I dostają to u nas.
Jak wyobrażenia ochotnika wyglądają w zderzeniu z rzeczywistością? Strażaka OSP dopada stres, zmęczenie, ciężkie, długie, żmudne godziny zabezpieczania, stania...
Nie dorobiliśmy się jeszcze psychologa w straży, który mógłby tym strażakom pomagać. Aczkolwiek uważam, że to byłoby zasadne, bo Państwowa Straż Pożarna ma takie wsparcie, a działają prawie tak samo jak my, czasami są wcześniej na miejscu zdarzenia, chociaż teraz i to nie zawsze.
Nie zawsze jest to fajne, miłe i ciekawe...
Kiedyś ktoś użył takiego powiedzenia, że strażak ma inne oczy. Jak taki strażak jedzie przez gminę, przez tereny, gdzie działał, to postronny obywatel widzi, że są drzewa, jakieś domy, samochody.
A on widzi to, że tu się spaliła rodzina, oni to przeżywali, cały dobytek im spłonął, tu zginął kolega, tam w innym miejscu z kolei widział tragedię, bo ktoś utonął, gdzie indziej jeszcze ściągał wisielca. To są takie sytuacje... Strażak inaczej patrzy na ten świat.
Dobrze jest pomagać, ale czasem po prostu to jest spotkanie z wstrząsającymi tragediami.
To zostaje w człowiek już chyba do końca.
Jakie były punkty zwrotne w tej 150-letniej historii OSP w Sędziszowie Małopolskim?
Straż reaktywowała się w 1989, bo nie funkcjonowała przez jakiś czas, kiedy byłe władze zabrały strażakom budynek, samochody.
Ta reaktywacja była takim powrotem, tu chwała tym ludziom, którzy chcieli to zrobić. Później z najnowszej historii ważny moment to wystąpienie do Krajowego Systemu.
Wtedy jeszcze były dosyć dobre dotacje, a kiedy nie mieliśmy takiego dobrego sprzętu, to za kwotę 11 tysięcy złotych w latach dziewięćdziesiątych można było coś do jednostki kupić.
Teraz dostajemy znacznie mniejsze dotacje, a sprzęt jest coraz droższy. Jeden mundur potrafi kosztować od 4 tysięcy wzwyż.
Jakich wyzwań się spodziewacie w przyszłości?
Na pewno zmienia się to, o czym mówiliśmy, sposób działania, zmieniły się zagrożenia, na które trzeba reagować. Natomiast trzeba będzie wchodzić w nowe technologie. Chcielibyśmy kupić drona, o którym już od kilku lat myślimy. Niestety, kwota blisko 50 tysięcy złotych jest dla nas astronomiczna.
Na co by wam pozwolił taki dron?
Szersze spojrzenie na teren, na którym coś się dzieje, czy to są akcje poszukiwawcze, czy gaśnicze, czy ratownicze.
Dron sam w sobie jako platforma nie jest drogi, kosztowne jest wyposażenie typu kamera termowizyjna czy też kamera, która potrafi śledzić kilka osób naraz lub potrafi zmierzyć temperaturę pożaru.
Zresztą spojrzenie z góry daje nam ogląd na sytuację czy to podczas pożaru, czy poszukiwań, generalnie przy każdej akcji. Myślę, że to w tej chwili staje się standardem.
Macie zapotrzebowanie też na inny sprzęt?
Nie będziemy mieć za chwilę w gminie ciężkiego samochodu, bo w tej chwili został chyba bodajże tylko w Krzywej ostatni pojazd wyposażony w duży zbiornik z wodą.
Skoro jesteśmy w centrum gminy, to być może w przyszłości byłoby zasadnym, by taki pojazd właśnie się w centrum gminy znalazł, czyli w naszej remizie. Problem mamy z tym jednak taki, że już się nie mieścimy tutaj w mieście w sensie możliwości garażowania pojazdów, a nawet pomieszczeń dla strażaków.
Jak sobie radzicie z tym, co się nie mieści w remizie?
W tej chwili część sprzętu trzymamy na parkingu, który jest naprzeciwko Wytwórni Filtrów. Mam na myśli agregat czy naszego Stara. Remiza to nie jest tylko nasze pomieszczenie, ale też urzędu miejskiego, więc borykamy się z problemami lokalowymi.
Zaczynają się pojawiać nowe wyzwania, choćby takie gaśnicze, jak związane z gaszeniem samochodów elektrycznych. OSP Sędziszów jest gotowa, gdyby wystąpiła taka sytuacja?
Otrzymaliśmy wytyczne z Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej, jak należy do tego podchodzić, ale jest to cały czas taki temat nowy. My jako OSP jeszcze nie gasiliśmy takiego pojazdu. Inna jest technika gaszenia, inny środek gaśniczy, inny sposób podejścia do pożaru.
W sobotę, 15 czerwca mieliście piękną uroczystość 150-lecia urodzin OSP w Sędziszowie Małopolskim. Jakie emocje towarzyszą przy takich wydarzeniach?
Trochę stresu jest, bo sama organizacja wymaga trudu i poświęcenia przez większość strażaków z jednostki. Sporo do roboty miał też zarząd. A już w trakcie samej uroczystości są duże emocje, ale już innego typu. Szczególnie chciałbym z tego miejsca podziękować za zaangażowanie w organizację jubileuszu pani naczelnik.
Była okazja, żeby przypomnieli się ludzie, sytuacje z przeszłości?
Był czas na podsumowania. Sam się zdziwiłem, kiedy tę historię żeśmy opracowywali do Biuletynu Sędziszowskiego, jak dużo się tu działo przez te 150 lat. Jak duży wkład w to miasto miała ta jednostka.
Jakieś przykłady?
To był teatr, to była orkiestra, chór Echo, który funkcjonował. Oprócz tego działalność też stricte taka bojowa. Nawet się nasunęła myśl, że to dziwne, że dotąd nie dostaliśmy jako OSP tytułu Zasłużony dla miasta Sędziszów Młp. Myślę, że jesteśmy jedną z najstarszych organizacji, która działa u nas w mieście, a nawet w powiecie. Kiedyś to była wiodąca jednostka, w kilku okresach swojego istnienia.
Przypomnijmy, kiedy się zawiązała Straż Ogniowa w Sędziszowie Małopolskim...
W 1874 roku. Była to inicjatywa hrabiego Potockiego, który w ówczesnym czasie miał tutaj cukrownię. Właśnie dyrektor tej cukrowni został pierwszym prezesem. W straż było zaangażowane multum ludzi. Przewijały się nazwiska burmistrzów, lekarzy, obywateli żydowskich, którzy też przecież tutaj zamieszkiwali w znacznej części miasta.
Historia splatała się z istnieniem Straży Ogniowej?
Podczas I wojny światowej to strażacy szkoli młodzież, która poszła do Legionów. W okresie II wojny światowej strażacy przeciwdziałali wywózce tych osób, które były skierowane przez nazistów do prac przymusowych.
Około 40 osób uratowano, między innymi włączając je do straży. To w straży lokowano inteligencję sędziszowską, której groziło wywiezienie do Niemiec, co często wiązało się z tym, że nie było powrotu. Także losy straży z losami miasta i państwa są nierozerwalnie związane do dzisiaj. I oby były w przyszłości nadal.
Rozmawiał Wojciech Naja
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie