
Zadzwonił do nas czytelnik z prośbą, byśmy napisali o tym, co dzieje się w Dolinie Wielopolki na terenie gminy Ropczyce. - Barszcz Sosnowskiego jest przy rzece wszędzie, a ciągle widzę chłopców, którzy z wędkami idą w stronę wody – alarmuje telefonicznie mężczyzna. Sprawdziliśmy. Sytuacja jest naprawdę poważna, bo wygląda na to, że tej wiosny silnie parząca roślina rosła bez przeszkód. Na pewno jest widoczna na brzegach w dużych ilościach.
W Łączkach Kucharskich, tuż przy rzece i na tyłach zamieszkałych posesji znaleźliśmy nawet kilkadziesiąt arów porośnięte tą rośliną. W pobliżu mieszka jeden z mieszkańców, który dosłownie na własnej skórze przekonał się, jak niebezpieczne są poparzenia.
- To były jeszcze tylko same liście, bo teraz to pyli i strzela nasionami i też parzy. Ja się oparzyłem w nogę i dwa lata mam ciągle siną popękaną skórę. Nie pomogło leczenie – pokazuje goleń, która ma śliwkowy kolor.
Mężczyzna dodaje, że najgorsze jest to, że ptaki przenoszą nasiona i barszcz Sosnowskiego zaczyna porastać pola powyżej doliny Wielopolki. - Jak pojechać w górę – pokazuje na zachód – to pełno tam jest tego.
Czytelnik, który do nas dzwonił, twierdzi, że prawie rok poparzenie barszczem leczył jeden ze strażaków z Łączek Kucharskich.
Co ciekawe, rozmówcy mówią, że problem przypłynął z wodami z terenu gminy Wielopole Skrzyńskie, ale tam konsekwentnie od kilu lat gmina samodzielnie usuwa rośliny i ciągle zachęca do tego również mieszkańców.
- I w takim Nawsiu barszczu prawie nie widać. A u nas sobie to zaniedbali – mówi mieszkaniec Łączek, pokazując w kierunku Ropczyc.
Wójt gminy Wielopole Skrzyńskie właśnie przypomina w mediach społecznościowych, że obowiązek walki z niebezpieczną rośliną powodującą poparzenia ma nie tylko samorząd.
„Zgodnie z ustawą o ochronie przyrody, ustawą o ochronie gruntów rolnych oraz stosownymi rozporządzeniami ministra środowiska na właścicielu nieruchomości spoczywa obowiązek niedopuszczenia do rozprzestrzeniania się Barszczu Sosnowskiego jako rośliny gatunkowo obcej” - pisze Tęczar na swoim facebookowym profilu.
Ostrzega też, że jeśli ktoś poparzy się, to może skarżyć właściciela lub zarządcę nieruchomości, na której do tego doszło. „ Prosimy o nielekceważenie problemu i podjęcie stosownych działań w przypadku stwierdzenia występowania tej rośliny na swojej nieruchomości” - apeluje wójt.
O co chodzi z tą toksycznością Barszczu Sosnowskiego? Pochodzi z Kaukazu i jest gatunkiem, który został przeniesiony do Polski. Pierwotnie w Bieszczady, a stamtąd rozprzestrzenia się dolinami rzek.
W soku rośliny są związki, które powodują poparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Nie od razu są widoczne. Po kilku godzinach od kontaktu z rośliną i pod wpływem promieni słonecznych toksyczne substancje się uaktywniają.
Zagrożona jest nie tylko skóra. Toksyczne związki unoszą się też w powietrzu w bezpośredniej bliskości roślin i mogą wywołać podrażnienia dróg oddechowych, bóle głowy, nudności, wymioty czy zapalenie spojówek.
Co gorsza, ta roślina to trudny przeciwnik. Jest bardzo ekspansywna, rośnie w dowolnym miejscu. Skoszona lub spryskana środkami chemicznymi odrasta. Dlatego usuwanie jej trzeba powtarzać nawet kilka razy w roku od wiosny do jesieni.
Trzeba się do tego przygotować i przede wszystkim myśleć o własnym bezpieczeństwie. Do rośliny nie wolno zbliżać się bez stroju ochronnego, zwłaszcza w gorące, słoneczne dni.
Preparaty chemiczne, które dobrze sobie radzą z barszczem, to choćby Rundup 360 SL, Rundup Ultra 170 SL Kosmik 360 SL czy Perzocyd 280 SL.
Najprostszą metodą jest ciągłe koszenie odrastających roślin, podcinanie korzeni. Niestety, roślina właśnie przekwita, a jej nasiona mogą w ziemi zachować zdolność do wykiełkowania nawet przez kilka lat.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie