Reklama

Złombol 2022: Nowy Skład, Trasa i Przygody z Półtoralitrowym Polonezem - Planujecie Norwegię, Przeróbki Po Alpach, Zastępstwo za Adama - Jak Wygląda Wasza Podróż Życia? - Meta, Góry, Mechanika, Alternator, Klimat (150 znaków)

Z Darkiem Cabajem i Michałem Darłakiem, którzy zamierzają po raz trzeci wziąć udział w Złombolu, czyli charytatywnym rajdzie pojazdami z czasów PRL rozmawiamy o przygotowaniach, trasie i zmianach w ekipie „Półtora litra na trzech”, czyli z półtoralitrowego FSO Poloneza.

Przed wami kolejny Złombol, choć w porównaniu z poprzednim rokiem, zmienia się wam skład, więc co będzie z nazwą waszego zespołu, „Półtora litra na trzech”? Zrobił się nieaktualny?

Nie, bo składem można rotować. A żeby nazwa była aktualna, to musieliśmy dobrać tego trzeciego. Niestety nasz kolega Adam nie może w tym roku z nami jechać.

 

Było trudno znaleźć zastępstwo?

Każda dobra ekipa ma dobrą ławkę rezerwową, więc nie było problemu. Adama zastąpi Sebastian, czyli dobry nasz kolega. W tym roku trochę mnie odciąży, bo to on przejmie rolę mechanika w zespole a ja mam wolne, choć to pewnie się dopiero okaże w trasie.

 

Opowiadajcie, co w tym roku planujecie zrobić tym już słynnym półtoralitrowym polonezem?

Jeśli chodzi o trasę pewnie śmigniemy sobie przez Niemcy szybko i następnie przez Danię. W tych krajach raczej nie planujemy się zatrzymywać. Chcemy jak najwięcej czasu spędzić w Norwegii, pozwiedzać ten kraj. Chcemy także dojechać wreszcie na metę, bo to już trzecia edycja Złombolu w której uczestniczymy, a nie byliśmy ani razu na mecie. Nie do końca z powodów, które zależały od nas.

Przypomnicie o co chodzi?

Byliśmy oficjalnie, przekroczyliśmy metę, ale ani raz nie zostawaliśmy na te wszystkie wydarzenia oficjalne, które były na miejscu.

 

Czyli nie zaliczyliście całego show, które jest związane z dotarciem na metę Złombolu...

Tak, dokładnie. No i w tym roku właśnie chcielibyśmy tego wszystkiego doświadczyć.

Zawsze był pośpiech i plany na kontynuację wyprawy. Z Albanią było tak, że późno trochę wjechaliśmy na metę, kemping był mały, bardzo dużo ekip, i jak wielu innych nie dotarliśmy dokładnie na metę.

Gdzieś obok znaleźliśmy kemping, gdzie rozbiliśmy obóz i doszliśmy sobie na piechotę na metę następnego dnia. A w Portugalii przejechaliśmy metę i ruszyliśmy już od razu do Lizbony, bo tam czekały na nas nasze dziewczyny.

 

Gdzie w tym roku jest meta Złombolu i którędy będzie prowadził rajd?

Pojedziemy po Atlantic Ocean Road w Norwegii. Dokładne miejsce gdzie będzie meta może nie jest znane, ale droga już tak i gdzieś na niej organizatorzy szykują finisz.

 

Rozumiem, że nie dojedziecie na Nordkap czyli najbardziej wysunięty na północ Europy punkt?

Nie, Nordkapp to był już celem Złombolu podczas którejś z poprzednich edycji.

 

Analizowaliście sobie już, co was czeka na trasie?

Wstępnie tak, ale nie ustalaliśmy jeszcze niczego, jeśli chodzi o to jaki jej przebieg wybierzemy. Czekamy też na informacje od chłopaków z zaprzyjaźnionego teamu, który tak jak my jedzie polonezem.

Już wiemy, że im też ekipa się trochę zmieni, bo jeden kolega nie da rady pojechać. Kiedy będą gotowi, będziemy razem ustalać szczegóły. Wiemy, że chcemy zaliczyć najważniejsze atrakcje.

 

A zaprzyjaźniona ekipa, przypomnijmy to poznani w czasie edycji albańskiej koledzy z...

Łowicza. I z nimi będziemy chcieli ustalić trasę. Pierwotnie gdzieś tam zakładaliśmy że po przejechaniu Atlantic Ocean Road może z Norwegii przedostaniemy się do Finlandii na północ, a później ruszymy na południe, żeby przez Estonię, Łotwę i Litwę wjechać do Polski.

Doszliśmy jednak do wniosku, że chyba w Norwegii będzie jednak ciekawiej pozostać i pozwiedzać. Chcemy się bardziej skupić na tym jednym kraju, niż na siłę gonić jak najdalej.

 

A jak kondycja poloneza po ubiegłym roku? Macie na koncie podróż życia wiekowym już autem do Portugalii, z której mimo wszystko wrócił na własnych kołach...

Sprawował się bez zarzutu, można powiedzieć. Był właściwie tylko jeden problem, ale pojawił się w sumie już w drodze do Albanii. Paliwo nam ze zbiornika znikało choć jechaliśmy na gazie. Jak się okazało, winny był wadliwy zaworek odcinający benzynę.

Przy wyższych obrotach przepuszczał ją, można by powiedzieć, że podkradał. Nie wiedzieliśmy, gdzie znika ale w końcu namierzyliśmy problem. Szybka naprawa i już jeździliśmy z trytytką zaciśniętą na przewodzie benzynowym.

Ten patent potwierdził diagnozę, auto zaczęło mieć moc. Wcześniej powyżej 120 km/h zaczynał przygasać, bo wtedy właśnie zaczynał dostawać dolewkę benzyny i nie mógł przepalić jej jednocześnie z gazem.

 

A jak było w górach, bo po drodze na wytyczonej przez was trasie pojawiły się Alpy?

Tak, pokonywaliśmy przełęcz Furka Pas. To tam miała miejsce awaria, która przydarzyła się jadącym razem z nami kolegom z Łowicza.

A było to tak, że wspinaliśmy się na przełęcz i w pewnym momencie na radiu chłopaki mówią, że strasznie im trzęsie samochodem. Michał postanowił przejechać się nim, żeby zbadać te niewytłumaczalne wibracje. Po tym teście sprawdził wał i okazało się, że padł jeden z krzyżaków.

 

Jak sobie poradziliście?

Trzeba było przeprowadzić demontaż wału. To wtedy powstało zdjęcie z operacji, kiedy poloneza oparliśmy hakiem o barierkę zabezpieczającą, by nam nie odjechał. A za barierką była przepaść.

W ogóle, podczas tej edycji było sporo ciekawych momentów. Zaczęło się już w Czechach, kiedy doszło do małego incydentu. To była niegroźna stłuczka ze śmiesznym finałem.

 

Wy w kogoś, czy ktoś w was?

Ktoś w kolegów. Siedzieliśmy już w polonezie, żeby ruszyć po postoju na autostradzie w Czechach i w pewnym momencie odwracam się, żeby sprawdzić, gdzie jest polonez z Łowicza. Patrzę i mówię, że chyba ktoś w nich przywalił.

Wychodzimy i okazuje się, że kiedy ruszyli, to pani, która wyjeżdżała z parkingu tyłem, wycofała w ich auto. Próbowali się dogadać, okazało się, że pani nie miała gotówki, ale powiedziała, że może zapłacić im w... piwie. Chłopaki tak popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami i powiedzieli „OK, może być w piwie”.

 

Szkody były jak rozumiem estetyczne?

Niewprawne oko nawet by pewnie nie zauważyło, że coś jest nie tak. To jest taka wgniotka, którą każdy polonez musi przyjąć, żeby widać było, że autentyczny i jakieś przygody w swoim życiu przeżył. Ona już chyba zostanie, bo to takie... „znamię wojenne”, można powiedzieć.

Za to chłopaki mieli ubezpieczenie wypłacone w piwie, które służyło do końca wyjazdu. Nic nie dzieje się przypadkiem.

 

Jakie wnioski i plany na udoskonalenia pojawiły się w ubiegłym roku? Wiem, że po Albanii polonez zaliczył przeróbki, a teraz?

Wtedy zauważyliśmy, czego tak naprawdę trzeba w takiej podróży, bo wcześniej nie mieliśmy doświadczenia. Do edycji w Portugalii przygotowaliśmy zmiany i sprawdziły się tak, że nie dodamy nic istotnego. Są jakieś bieżące naprawy ale nic poza tym, bo rozwiązania się sprawdzają. A po co zmieniać coś, co działa.

 

Po edycji w Albanii a przed Portugalią najważniejsza wyszła zmiana alternatora?

Tak, alternator jest teraz mocniejszy a remont silnika wyszedł po drodze. Resory są mocniejsze, żeby auto tak nie siadało pod obciążeniem. Są też dodatkowe gniazda zapalniczek, ładowarki, halogeny. W drodze do Portugalii to wszystko się sprawdziło.

 

No a jak z tą klimatyzacją w polonezie było w upalne lato?

Klimatyzacji nie ma, za to jest klimat (śmiech). Zobaczyliśmy, że raczej nasze możliwości finansowe są ograniczone a auto, jednak chyba nie jest warte wkładania takich środków.

Co prawda we Francji i w Hiszpanii wtedy była fala ogromnych upałów i one dopadły nas po drodze do Portugalii, cały czas było ponad 30 stopni. I wbrew pozorom nie dawało to tak w kość. Nie było tragedii.

Może się wydawać, że klimatyzacja by się jednak przydała, a tu okazało się jednak, że to zbędne, kiedy masz klasyka. Co nie znaczy, że nie było trudno. We Francji był potężny zaduch w drodze od Marsylii.

Trasa prowadziła wzdłuż pasma gór i wydawało się, że ten masyw zatrzymał po prostu powietrze z Hiszpanii. Za to już w Hiszpanii było ciepło, ale jak się wyszło z samochodu, to był fajny, chłodny wiatr. Francja dała w kość, ale to nie było tak, że nie dało się przeżyć.

 

Są jakieś nowe znajomości po tym wyjeździe?

Raczej nie, z racji, że my jechaliśmy do Portugalii okrężną trasą, którą wybrało niewiele innych ekip. Praktycznie nikt nie jechał przez Szwajcarię, jak my. A dla nas to był świadomy wybór i okazja, żeby zobaczyć kawałek tego kraju. Wiemy, że parę ekip zahaczyło o Szwajcarię na powrocie.

W drodze tam z innymi ekipami spotkaliśmy się dopiero gdzieś we Francji i w Hiszpanii.

Na takim dystansie, peleton się przerzedził. Zjechaliśmy się z innymi ekipami na dobrą sprawę dzień przed metą. Kiedy natomiast dotarliśmy wieczorem na metę okazało się, że dużo ekip jeszcze nie dotarło. Porozmawialiśmy z kilkoma osobami, ale nie nawiązaliśmy głębszych relacji.

 

 

Zabieracie do Norwegii jakieś dodatkowe wyposażenie związane z tym, że może tam być bardziej deszczowo lub chłodno?

Na pewno musimy rozbudować konstrukcję naszej markizy. Mieliśmy ją w tamtym roku, ale ona trochę zawiodła. Całą drogę do Portugalii było pięknie, ale jak rozkładaliśmy namiot wieczorem, to padało.

Normalnie jak w zegarku, dzień w dzień. I rano jak wstawaliśmy, to namiot był cały mokry. Potem cały dzień na samochodzie to wisiało, żeby wyschnąć a i tak praktycznie mokry namiot rozkładało się wieczorem. W tym roku chcemy sobie dostawić konstrukcję z plandeką a pod nią dopiero ustawiać namiot, by był suchy.

 

Czyli doświadczenie kempingowe rośnie.

No cały czas. Można powiedzieć z kempingu na kemping. W Albanii nie mieliśmy nic praktycznie, a teraz już będziemy mieć prawie dom na kołach.

 

Trwa też poszukiwanie donatorów, którzy wpłacą pieniądze na konto fundacji z przeznaczeniem na domy dziecka?

Na to kładziemy bardzo duży nacisk.

 

Zasady, po staremu, czyli zachęcacie darczyńców. ale pieniądze nie trafiają do was, tylko bezpośrednio na konto fundacji?

Dokładnie. Nic się tu nie zmieniło.

 

Jaki odzew? To jest trudny rok dla wielu firm z wielu powodów.

Mimo to jest bardzo pozytywnie. Gdzie byliśmy, to zapraszali nas przed wyjazdem, deklarując, że coś wpłacą. Z naszymi darczyńcami z poprzedniego roku widzieliśmy się na etapie, kiedy odwiedzaliśmy ich z podziękowaniami. I każdy z nich powiedział, że znowu chce pomóc.

 

Piękny wstęp do kolejnej edycji.

Chyba nie ma czego się obawiać, jeśli chodzi o zebranie kwoty minimalnej, ale wiadomo, że im więcej pomożemy, tym lepiej. Dlatego cały czas szukamy darczyńców i powierzchnię reklamową na polonezie też chętnie udostępniamy.

 

Sami natomiast zarabiacie na wyjazd, czyli na paliwo, na jedzenie, bo środki na to nie mogą pochodzić od darczyńców?

Tak jest nadal.

 

Mieliście okazję się zetknąć z inną ekipą na Złombolu z naszego powiatu, lub znacie ich?

Spotkałem jednego pana z mojej wioski, z Gnojnicy, ale to jeszcze po edycji do Albanii. Nawet nie wiedziałem wtedy, że w ogóle ktokolwiek z mojej wsi jedzie. Wiemy też o chłopaku z Wielopola, ale on nie jechał chyba do Portugalii.

Zresztą dużo osób przeraziła odległość. Wydaje, że około 3/4 ekip, może nawet tylko połowa tych którzy wybrali się do Albanii, wybrała się do Portugalii. Pojechali najtwardsi i ci, którzy lubią wyzwania takie, jak przejechać 4 tysiące kilometrów w 5 dni.

 

Jaki przebieg ma wasz polonez aktualnie?

Teraz to może z 13 tysięcy kilometrów, bo mieliśmy jego „urodziny” na trasie. Na liczniku poloneza 100 tysięcy pękło a ma licznik do 100 tysięcy i po prostu się wyzerował. Teraz mamy nówkę. z przebiegiem 13 tys. km licznikowo.

 

Ile może mieć przejechane kilometrów tak naprawdę?

Poprzedni właściciel twierdzi, że się ani raz u niego nie zerował licznik. Zakładając, że tak było, to 113 tys. Czyli, to nadal jest, jak to się mówi, polonez na dotarciu. Remont zdążył jednak przeżyć. Zawory cały czas się układają i je regulujemy.

 

Sukcesem jest też chyba to, że zimę przetrwał i nie uległ biodegradacji?

Dla nas to jest auto, którego po rajdzie nie odstawiamy do garażu. Jest używane. Sporadycznie, ale jest.

 

To pomaga zachować jego dobrą kondycję?

Myślę, że tak. Druga sprawa, to reklamy pozyskanych przez nas darczyńców. Jeżdżą cały rok, na aucie i ludzie je widują gdzieś tam na ulicach. Staramy się, żeby to też pracowało, przynosiło jakieś rezultaty.

Nawet kiedy pod firmą w której pracuję zostawiam samochód, to podobno ludzie gdzieś tam do znajomych z mojej pracy dzwonią i pytają, „Co to za polonez tam stał przy firmie?”. Ten nasz polonez wszędzie, gdzie się pojawia jest bardzo dobrze odbierany.

Kiedyś zrobiłem taki eksperyment niszowy, postawiłem go w Rynku i mówię do siostry, kiedy siedliśmy obok na ławce że będzie zwracał więcej uwagi niż mercedes obok. Rzeczywiście tak było. Zacząłem liczyć i po 5 minutach naliczyłem już chyba 30 osób, które się oglądały.

 

Warto mieć poloneza, jak się chce człowiek wyróżnić?

Oj tak.

 

Jak się z wami skontaktować, gdyby ktoś chciał zostać darczyńcą i zrobić to, w kooperacji z wami?

Najlepiej mailowo na adres [email protected]

albo telefonicznie pod numerem 880595436

 

Kiedy start Złombolu 2024?

Będzie 29 czerwca. Meta 3 albo 4 lipca.

Życzymy szerokiej drogi, hojnych darczyńców i liczymy na relację z Norwegii, z krainy Trolli.

 

Rozmawiał

Wojciech Naja

 

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: Tygodnik Reporter Gazeta Aktualizacja: 15/06/2024 10:16
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo reportergazeta.pl




Reklama
Wróć do