
O tym, jak będzie wyglądała II edycja Festiwalu Muzyki Obrzędowej im. Albiny Kuraś w Lubzinie w niedzielę, 28 lipca, rozmawiamy z Beatą Mudryk z Kapeli Kurasie. Pani Beata jest solistką kapeli, pisze do prasy, zajmuje się mediami społecznościowymi i jest współautorem publikacji o Albinie Kuraś „Dopóki serce nie zwolni bicia”.
Muzyczne spotkanie folkowe w Kurasiówce jako motyw przewodni będzie miało chleb?
Tak, chleb to nasza polska tradycja od zarania dziejów. W wielu wierszach poeci o tym chlebie mówili. Chleb był jednak przede wszystkim dla naszych dziadów, pradziadów, naszych ojców życiem.
To był codzienny posiłek. Jak chleba zabrakło na stole, był głód. Chleb szanowano, darzono szczególną czcią i szacunkiem. Nawet w kościele, w naszej religii katolickiej, chleb jest symbolem życia. Chleb jest też symbolem dostatku.
Wokół niego toczyło się jeszcze niedawno całe życie?
Wiemy, jak długa droga jest od zasiania zboża do zebrania go i wreszcie do wypieku tego chleba.
Ja też pochodzę z rodziny rolniczej, mieliśmy wiele hektarów do obrobienia. Moi dziadkowie byli rolnikami, a ja, jako młoda dziewczyna, pracowałam na roli. Pamiętam dożynki, kiedy nie było jeszcze kombajnów. A jeśli były, to gdzieś tam daleko i tylko się o nich słyszało.
Czyli ma pani osobiste doświadczenie pracy przy chlebie?
Moje wspomnienie to zboże młócone w starych młockarniach. Wiem, jaka to jest ciężka praca, kiedy fizycznie dotyka się tego, co stoi za chlebem. Zbieraliśmy, jako dzieciaki, wspólnie z mamą koszone zboże ręcznie.
Pamiętam ten zapach, wiem, ile to potu, ale też stresu, który niosła pogoda. Od niej człowiek był zawsze zależny. Rolnik szczególnie, bo od tego, jaka pogoda będzie, zależało, czy plony będą. Chleb był symbolem dostatku, urodzaju, błogosławieństwa Bożego.
Inaczej mówiąc, to będzie bardzo silny motyw przewodni tegorocznego festiwalu?
Chcieliśmy wyszczególnić chleb. To jest druga edycja festiwalu i tak naprawdę nadal początek naszej przygody z nim.
Czyli projekt, który nadal ewoluuje?
Zaczęliśmy go dwa lata temu i będzie miał kontynuację w przyszłości. Mamy nadzieję organizować go cyklicznie, co dwa lata. To dziedzictwo, które babcia Albina nam zostawiła. Chyba nie muszę przedstawiać Albiny Kuraś, wyjątkowej artystki.
Wpisała się w historię tego regionu i w ogóle całej Polski jako artystka ludowa naprawdę dużej klasy. Była skrzypaczką i prymistką kapeli, którą prowadziła ponad 70 lat. Do tego rzeźbiła, była śpiewaczką i twórcą tekstów oraz melodii ludowych.
I miała energię, której się nie da skopiować?
Niejeden młody by jej pozazdrościł tej energii. To na pewno.
Trzeba też powiedzieć, że była osobą zakorzenioną w tej ziemi jako gospodyni w prawdziwym gospodarstwie rolnym.
Tu, z mężem Karolem, w tym domu, gospodarzyli, pracowali na roli, mieli krowy. Trzeba było to wszystko obrobić i mieć siłę, żeby później pograć, pomuzykować. A po weselach przecież też chodzili dużo.
To ona zostawiła nam testament, zawsze powtarzała, że chce, by ta kapela przetrwała. Kiedy było już wiadomo, że czuje się gorzej, że nieuchronnie zbliża się schyłek życia, wtedy zapisała ten testament faktycznie na kartce i dała każdemu muzykantowi z rodziny. Dostał go nawet prawnuk Jaś, który już wtedy grywał z babcią.
Czyli pani syn?
Mój syn, prawnuk babci, który kiedy tylko skończył roczek, miał drewniane, wyrzeźbione przez babcię skrzypce. Babcia Albina każdego, nawet Jasia, w formie pisemnej prosiła o to, żeby ta jej muzyka przetrwała.
Jakie to ma dla was znaczenie?
Trzeba dotrzymać danego jej słowa. Nawet jak się nie chce, bo często przychodzi zniechęcenie, kiedy jest ogrom pracy. Tak naprawdę codziennie coś robimy w związku z Kapelą Kurasie.
Ale jak sobie tak pomyślimy o tej babci, zobaczymy zdjęcia, te nagrania, to tak serce ściska... że no nie pasuje babci zawieść, trzeba iść dalej.
A festiwal to sposób, by tą muzyką się dzielić i ją rozwijać?
Mamy taki plan. Nie co roku, bo to by było dla nas za dużo, dla naszego stowarzyszenia. Taka organizacja jest wymagająca, trzeba pozyskać środki na to wszystko i wiele spraw organizacyjnych czy też remontowych się z tym wiąże. Stwierdziliśmy, że co dwa lata taki festiwal ma sens.
Od pierwszego właśnie mija dwa lata i na drugim będą kapele z najbliższej okolicy. Będzie muzykowanie o żniwach, o wypieku chleba?
Będzie muzyka obrzędowa. Obrzędy są wpisane w naszą polską tradycję, w folklor. Do nich należą obrzędy dożynkowe, które pierwsze przechodzą na myśl, ale też obrzędy wyskubka, obrzędy weselne i też te związane z sobótkami świętojańskimi.
Wiele z nich w Polsce praktykowano, ale też trochę to zanika. Pielęgnują te obrzędy nadal w takich stowarzyszeniach jak nasze czy kapelach.
W domach już tylko niektórych i raczej na zasadzie „podtrzymać tradycję”, żeby młodzi nie zapomnieli.
Obrzędy, czyli powtarzające się w każdym roku ważne punkty związane z życiem, pracą lub z religią. Festiwal przypomni te, które dotyczą chleba?
One dotyczą też właśnie pieczenia chleba, czy może bardziej świętowania urodzaju, uprawy roli, zasiania zboża. Kapele, pod hasło tegorocznego festiwalu „Na czarnej roli, biały chleb się rodzi”, dobrały odpowiednio repertuar. Jak widziałam, na kartach zgłoszeniowych o zbożu, o chlebie są różne przyśpiewki i melodie ludowe.
Festiwal oznacza pewną rywalizację?
Kapele będą oceniane na podstawie tego, jaki repertuar przygotują, jak blisko jest on związany z tymi obrzędami, jak bliski jest on tradycji, korzeniom. Znaczenie będzie miał też strój muzykantów na scenie. Ubrania będą oceniane pod kątem tego, czy są blisko tradycji, czy nie pojawiają się niepasujące elementy, których w przednowoczesnych czasach nie noszono. Komisja będzie oceniała zbliżenie do tradycji, wierność temu, co było dawniej w różnych wymiarach.
Tu się szykuje nie tylko muzykowanie ale i uczta dla oka oraz poważny konkurs?
To jest poważny konkurs. Jury jest dobrane tak, że są w nim znawcy muzyki i kultury ludowej, jak pani Jolanta Danak-Gajda, która wiele lat prowadziła audycję o tematyce ludowej w Radio Rzeszów. Będzie również Lidia Biały - muzykolog oraz Paweł Steczkowski, muzyk, którego nie muszę chyba przedstawiać.
To oni będą oceniać poziom uczestników tego festiwalu. Nagrody też będą wysokie. Nie szczędziliśmy na nie, bo wiemy, ile wymaga czasu przygotowanie się, próby, dojazd. Wiemy też, ile wymaga samozaparcia, żeby kultywować tradycje, grać, jeździć i dzielić się nimi. Każda kapela ma stroje, musi je utrzymać, podobnie jak instrumenty. Sami jeździmy na takie festiwale i wiemy, jak to smakuje, kiedy nagrody są faktycznie hojne.
Czy byliście, jako Kapela Kurasie, kiedykolwiek na festiwalu, który się odbywa po prostu w ogrodzie starego drewnianego domu na uboczu miejscowości? Takim, gdzie ze starych jabłoni spadają jabłka, a otoczenie, choć zadbane, to ciągle jest autentyczną częścią domu, a nie jakimś odtworzeniem wsi?
Ja w kapeli jestem już 12 lat. Dużo, niedużo. Jeździłam na praktycznie każdy występ, festiwal, na który jechał mój mąż. Czasami zdarzały się wyjątki, natomiast nigdy nie miałam możliwości udziału w takim festiwalu, który się odbywa właśnie wśród pól, w ogrodzie, gdzie jakaś artystka ludowa tworzyła i faktycznie żyła.
Jestem przekonana, że to miejsce jest bardzo wyjątkowe, nawet w przestrzeni krajowych konkursów i festiwali. Zazwyczaj podobne wydarzenia są przy remizie, w domu strażaka, na scenie, na stadionie, czy też gdzieś w domu kultury.
To będzie ułatwienie dla muzyków? Mam na myśli granie w zagrodzie Kurasiowej, gdzie przestrzeń wpisuje się w muzykę ludową.
Jak najbardziej! Mi się wydaje, że w ogóle jak tutaj się wejdzie „na ten ogród”, to już się chce tak po prostu być razem ze sobą, usiąść i po prostu pomuzykować. Nawet jak Zbigniew Wodecki tu przyjechał na nagranie dla TVP Kultura, to też właśnie mówił, że to jest dobre miejsce. Tutaj, na tej ławeczce siedzieli i przygrywali z babcią Albiną. To miejsce ma klimat.
Czujecie to, kiedy tu przebywacie prywatnie?
Jak się tu przyjdzie, to się chce i zapalić ognisko, i usiąść przy tym stole przy kawie, tak jak dawniej siadywało się z babcią. Ona skrzypce miała na takiej półeczce pod stołem, zawsze pod ręką. Niby rozmawiała, ale cały czas ta melodia gdzieś tu brzmiała, bo babcia skrzypce miała na zawołanie. Nagle je wyjmowała i podgrywała jakąś melodię.
Ale też ten ogród, co warto podkreślić, był świadkiem wielu autentycznych dożynek. Od lat tutaj i Władysław Kamiński je organizował, i później Albina Kuraś z mężem Karolem. Dlatego my też przejęliśmy tę tradycję. Całe to obejście tymi dożynkami przesiąkło.
Nikt tu nie mieszka, ale Kurasiowa Zagroda i tak żyje?
Tutaj zawsze były obrzędy, wyskubek tu robiliśmy, przeróżne spotkania i sobótki świętojańskie...
To miejsce jest idealnie przygotowane. Wśród tych pól, wśród gospodarstw sąsiadów w Lubzinie. Tu są idealne warunki, by muzyka obrzędowa z tej prostej sceny wybrzmiała.
Jak można wziąć udział w tym wydarzeniu jako widz? Można tu po prostu przyjść?
Trzeba tu przyjść. Każdy może się czuć zaproszony, kto lubi muzykę ludową. Ten, kto nie lubi, ale chce polubić, też musi tu przyjść. Szczególnie osoby młode zapraszam, bo czasami czują jakiś rodzaj wstydu, który ich blokuje przed udziałem w spotkaniu z kulturą ludową. Tymczasem to tak naprawdę są twoje korzenie, młody człowieku. Przyjdź tu i zobacz, skąd pochodzisz.
Zwłaszcza, że można tego dotknąć w tak autentycznej scenerii.
Tak, zapraszamy do odkrycia kim jesteś. Czasami pojawia się takie myślenie, że muzyka ludowa to trochę „obciach”. Ale to z muzyki ludowej bierze się cała inna muzyka. To jest coś pięknego, ogromna wartość, z której czerpali uznani artyści czy też kompozytorzy muzyki klasycznej.
Muzyka ludowa zbudowała tak naprawdę wszystkie gatunki muzyki, bo wywodzi się od człowieka, z jego serca, z tego co czuł. Nie miał wykształcenia muzycznego, ale miał talent, więc skrzypce czy inny instrument brał i grał. A melodia brała się z serca człowieka i nadal jest po prostu bliska naszemu sercu.
To można poczuć...
Jak ta muzyka wybrzmi, kapela zagra, to nogi rwą się do tańca, tego się chce słuchać. Zawsze najszczersze w odbiorze są dzieciaki, te małe, kilkumiesięczne i kilkuletnie. Jak słyszą muzykę ludową, to zawsze się cieszą i chcą tańczyć.
Dziecko czuje muzykę sercem a nie rozumem?
Tak i trzeba brać z tego przykład, dlatego zapraszamy wszystkich. Kto tylko może przyjść, jest mile widziany, zaczynamy w niedzielę, 28 lipca o 15:00.
Czego konkretnie można się spodziewać?
Będą zespoły, które biorą udział w konkursie. Poza konkursem również wystąpią trzy kapele. O 19:00 będzie potańcówka, na której na ludową nutę można zahulać. A w przerwie można będzie coś zjeść, zadbają o to koła gospodyń wiejskich z Cierpisza i z Brzezówki. Będzie też pani Agata Leus-Miklewska z gospodarstwa „Szeptuchowo” z okolic Wiśniowej, która robi przepyszne sery.
Będzie można skosztować, ale też sobie zakupić, swojskie jadło, w tym pieczone wiejskie chleby. Bo jakby to było bez chleba, jeżeli mamy festiwal pod jego hasłem?! Część chlebów upiecze moja mama, tradycyjnym sposobem. Sama się na to cieszę, bo zatęskniłam już za tym smakiem.
Prawdziwy wiejski chleb?
Tak. Każdy może tu po prostu przyjść, pobawić się, zintegrować, popróbować. Ten festiwal za cel bierze sobie integrację społeczności lokalnej i w ogóle ludzi. Chcemy, by przyszli tu rodzinnie, spędzili razem niedzielę. Prognozy są dobre.
Zapowiada się duże wydarzenie, bierzecie je w całości jako stowarzyszenie na własne barki, czy są jakieś instytucje, które was wspierają?
Ciężko byłoby samemu to zorganizować. Jesteśmy organizacją non-profit, mamy ograniczone możliwości, a takie wydarzenie wymaga i środków, i fachowego zaplecza.
Organizatorem tego wydarzenia jest Stowarzyszenie Kapela Ludowa Kurasie z Lubziny wraz z Centrum Kultury im. Józefa Mehoffera w Ropczycach. Współorganizatorami są Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi z siedzibą w Warszawie oraz Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie.
Które przy okazji są też gwarantami jakości tego festiwalu?
Na pewno podnoszą prestiż tego wydarzenia. Czujemy się docenieni, zauważeni.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie