
Z Andrzejem Cierpiałem, prezesem zarządu OSP Lubzina rozmawiamy o tradycji wielkanocnej straży grobowej we wsi, przygotowaniach strażaków do takiej warty i tym jak wcześniej druhowie podchodzili do tego zadania, a jak wygląda to teraz.
Co do strojów to ta zmiana jest na pewno. Hełmy stały się inne. Wcześniej mieliśmy takie zwykłe, blaszane. Teraz, wraz z rozwojem techniki, mamy obecnie ładne, lśniące okrycia głowy z orzełkami. Czasy się zmieniają, więc to umundurowanie i sprzęt stają się coraz lepsze.
Przede wszystkim u strażaka musi być w tym czasie uwaga i skupienie. To jest najważniejsze. Nie łatwo jest jednak czasem tą powagę utrzymać. Bo zdarzy się, że przyjdzie jakiś znajomy i będzie chciał takiego strażaka roześmiać.
Były i zakłady, czy takiego stróżującego druha uda się „złamać”. Pamiętam taki przypadek sprzed kilku lat. Nie udało się to jednak i strażak pozostał niewzruszony.
Takie spotkanie przygotowawcze musi być. Bo każdy powinien wiedzieć jak powinien stać przy grobie, gdzie i w jaki sposób się ustawić, jakie manewry, w którą stronę trzeba wykonać. Do tego potrzebna jest próba. Nie może być tak, że każdy idzie sobie w swoją stronę.
Robimy to, żeby każdy wiedział w której ręce ma mieć halabardę, jak powinien się ustawić. Przy grobie są później ministranci, jest grupa Dziewczęcej Służby Maryjnej i zaczyna się robić po prostu ciasno. Każdy musi więc wiedzieć co dokładnie ma robić.
Każda kwestia musi być sprawdzona. Nawet jeśli ktoś nie zjawi się na próbie, bo jest np. w pracy, to jeszcze przed wejściem do kościoła, na zakrystii, ci strażacy, których wcześniej nie było taką próbę mają. Zresztą, jak już wchodzimy do świątyni to każdy każdego obserwuje, sprawdza, czy ma zapięte wszystkie guziki, czy wszystko jest „na tip-top”.
Zwykle tak na tydzień przed Wielką Sobotą. Bo jest tu jeszcze kwestia dopasowania munduru, ewentualnych poprawek. Chodzi o to, żeby jako straż, pokazać się w tym czasie z dobrej strony.
Dokładnie tak jest. Pamiętam jak ja się temu przyglądałem jako młody chłopak. I gdy w wieku 15 lat zapytano mnie, czy też nie chciałbym pełnić straży, to byłem bardzo przejęty. Bo to jednak było wyzwanie: czy dam radę, czy tak jak reszta uda mi się wykonać te wszystkie kroki, zwroty.
Jest cześć osób która chce chodzić i będzie chodziła. A nikogo do tego nie możemy zmusić. Jeśli kogoś to nie interesuje i nie czuje tego „bakcyla”, to po prostu przyjdzie raz, drugi i stwierdzi, że się do tego nie nadaje. To jest podobnie jak z wyjazdami na akcje. Jeśli ktoś pojedzie, zobaczy z czym to się wiąże i nie „poczuje” tej pracy to daje sobie spokój. I tu jest podobnie.
Na razie nie. Oczywiście, nie wiadomo co będzie za parę lat. Trzeba po prostu pytać, zachęcać młodzież, by też się w to angażowała. Musimy robić odpowiedni klimat. Bo czasy się zmieniają. Są komputery, jest internet. Dawniej tego nie było, to fakt.
W takiej sytuacji, na pewno ci co stoją przy grobie nie odejdą. To jest uzgodnione w taki sposób, że gdyby w razie jakiegoś wypadku zawyła w tym czasie syrena, to w gotowości jest druga grupa, która jedzie na akcję.
Rozmawiał Mikołaj Froń
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!