magda

Z radością się tu wraca

Z wokalistką Magdaleną Białorucką – Ogorzelec rozmawiamy o eksperymentalnym występie z grupą wokalną ZPIT Rochy i o tym dlaczego w jej piosenkach często pojawia się dom i Sędziszów Małopolski.

W czasie koncertu na koniec obchodów 540 rocznicy nadania Praw Miejskich Sędziszowowi Młp., czyli 28 lutego powiedziałaś „Nazywam się Magdalena Białorucka – Ogorzelec i jestem stąd. I zawsze będę o tym przypominać”. Aż tak mocno identyfikujesz się z Sędziszowem Małopolskim?

Pochodzę z małego miasteczka i każdy wie, że ono takim jest. Ale to nie powód by o nim zapomnieć nawet jeśli aktualnie mieszkamy w Warszawie, czy gdziekolwiek. Ja jestem stąd i spełniam swoje marzenia.

News will be here

Ty lubisz być stąd?

Mieszkałam chwilę w Rzeszowie, ale ciągnie mnie tutaj. Jestem bardzo rodzinnym człowiekiem. Tu się wychowałam i mimo wszystko, to tu moje serce ciągnie. Uważam, że zawsze trzeba wracać do domu, bo on jest bardzo istotny.

Dom w twoich piosenkach też często się pojawia…

Często. Jeśli nie Sędziszów, to dom. W nim zawsze było dużo miłości i ja to czułam, podobnie moje rodzeństwo. A teraz mój syn też czuje. I dlatego kocham tu wracać. Fajnie jest też czasem wyjechać, ale z radością się wraca.

W koncercie wróciłaś też do Zespołu Pieśni i Tańca Rochy, w którym byłaś przez lata. A teraz wspólny występ z grupą wokalną zespołu. To eksperyment?

Tak, ale bardzo fajny eksperyment. Z jednej strony dziewczyny mogły zobaczyć jak to jest zagrać na żywo z muzykami, którzy z muzyką ludową nie mają nic wspólnego a raczej w duszy rock im gra. No może trochę folk też. Dla dziewcząt to było coś nowego. A dla mnie nowym wyzwaniem było to, by wspólnie z chłopakami zrobić aranżację, która będzie ciekawa ale jednocześnie nie przekombinowana. Wiadomo, że publiczność zna linię melodyczną „Lipki” czy „W moim ogródeczku” dlatego chodziło połączenie ich z rockiem przy zachowaniu folkowego charakteru. 

A pomysł wyszedł od pana burmistrza, któremu chyba też rock and roll w duszy gra. Mam nadzieję, że się nam udało.

To już marzec. Co w nowym roku dzieje się u Ciebie?

Dzieje się dużo i próbuję to jakoś pogodzić z domem i z całym życiem.  Trochę mniej gramy naszych koncertów płytowych, ale za to występujmy częściej z widowiskiem „Ballady. Romanse. Niuanse”. Teraz, 8 marca będę miała okazję zaprezentować je w MGOK. Myślę, że takiej jeszcze mnie Sędziszów nie widział, więc okropnie się boję ale i cieszę, że pokażę to widowisko w moim mieście.

Boisz się, bo „trudno być prorokiem we własnym kraju”?

To jest coś innego. Ludzie tutaj są przyzwyczajeni do musicalu w innej postaci. Musicalu takiego jaki wystawia Licealny Teatr Muzyczny. A ja trochę w inną stronę aktorsko idę.

W Balladach widowisko nie jest tak bardzo rozbudowane scenograficznie i kostiumowo?

Są kostiumy, jest scenografia i wszystko ma zwartą formę ale to nie jest show. Kadry nie zmieniają się tak dynamicznie, a jednak staramy się w ciągu 45 minut zaczarować odbiorców balladami, tak by pokochali zarówno to, co stworzyliśmy, jak i samego Mickiewicza. I to jest wyzwanie. Ale ja Mickiewicza pokochałam i mam nadzieję, że nasza publiczność też to zrobi. Zapraszam serdecznie 8 marca.

Rozmawiał Wojciech Naja