Basia Kawa – fot. Smart And Young Film Production

W Sędziszowie zaczęła się moja miłość do tworzenia

Z Basią Kawą, pochodzącą z Sędziszowa Małopolskiego, a obecnie mieszkającą w Gdańsku skrzypaczką elektryczną i wokalistką, rozmawiamy m.in. o jej nowym singlu, planach artystycznych czy pięciostrunowych skrzypcach.

Piątek, 25 listopada, to dzień premiery pani singla „My roots: Sędziszów Małopolski”. Jaka jest geneza tego utworu?

W lutym, na jubileuszu nadania praw miejskich, graliśmy w Sędziszowie Małopolskim koncert. To był mój powrót w rodzinne strony. Po koncercie spotkałam mnóstwo osób, z którymi byłam w jakiś sposób związana. Pomyślałam wtedy, że dlaczego nie zrobić utworu związanego z miastem, z którego pochodzę? To ważne dla mnie miejsce, bo to tu tak naprawdę nauczyłam się grać, tutaj dziadek dał mi skrzypce do ręki i przez trzy lata uczył mnie grać. To tu tworzyłam swoje pierwsze utwory i dostałam skrzypce po moim pradziadku.

News will be here

Do utworu „My roots” powstał też klip. Był oczywiście kręcony w pani rodzinnych stronach. Jakie miejsca widać w teledysku?

Zaczyna się w Parku Buczyna, gdzie pokazane są te piękne drzewa. Widać też Rynek w Sędziszowie, ratusz czy kościół farny, który jest dla mnie bardzo wyjątkowy, bo w nim byłam chrzczona i miałam ślub. Zawsze jak przyjeżdżamy do Sędziszowa, mówię dzieciom, że to ten kościół, gdzie mama i tata brali ślub. Poza tym w klipie jest sporo ujęć z drona, więc widać Sędziszów z góry. Są też ujęcia, gdzie stoję sobie w polu, a w tle jest miasto. Myślę, że wszystkie te najpiękniejsze miejsca udało się pokazać.

Długo trwało kręcenie zdjęć?

To był jeden dzień we wrześniu. Miałam wtedy bardzo intensywny okres koncertowy i bałam się, czy dam radę. Ale udało się nakręcić gdzieś między jednym koncertem a drugim. Pracowaliśmy od rana do wieczora, ostatnie ujęcia kręciliśmy już wieczorem, po ciemku i cała ekipa na koniec dnia była mega zmęczona. Mieliśmy też szczęście, bo tego dnia była ładna pogoda i myślę, że w słońcu te miejsca, które chciałam pokazać w klipie, bardzo ładnie wyglądają.

Teraz już każdy może zobaczyć klip „My roots: Sędziszów Małopolski” w internecie, a czy wcześniej grała pani ten utwór na koncertach?

Dwa razy, w listopadzie na koncertach w Kościerzynie i Olsztynie. I chyba dwa razy w radiu przedpremierowo można było go usłyszeć.

Ten utwór będzie częścią nowej płyty?

Tak. Marzy mi się płyta skrzypcowa. Na razie mam dwie płyty wokalne, z piosenkami, a chciałabym stworzyć płytę instrumentalną. Może jeden utwór będzie wokalny, natomiast chcę, żeby to była płyta, na której główną rolę będą odgrywać skrzypce elektryczne pięciostrunowe. Moim zamiarem jest, żeby utwory były zróżnicowane stylistycznie, niektóre spokojniejsze, a inne bardziej żywe.

Na jakim etapie jest praca nad nową płytą? Czy oprócz „My Roots” są już gotowe jakieś inne utwory?

Na pewno na płycie znajdzie się „Violin Fire” czyli mój poprzedni singiel. Reszta się tworzy. Część utworów jest już napisana, część dopiero będzie. Mnóstwo czasu potrzeba, żeby to nagrać. Nie tylko skompnować, bo to dla mnie najłatwiejsza część pracy. Najtrudniejsze są te wszystkie sprawy techniczne czyli nagranie i zmiksowanie wszystkich komponentów, że to dobrze brzmiało. To jest ogrom pracy.

Po co jest ta piąta struna na pani skrzypcach?

Zawsze podobało mi się niskie, ciemne brzmienie instrumentów smyczkowych. Ponieważ jestem niska i mam małe dłonie, więc nie mogę grać na kontrabasie czy wiolonczeli. Kolejnym instrumentem w hierarchii, który też brzmi niżej niż skrzypce, jest altówka. Nagrałam nawet płytę z altowiolistą w składzie. Jednak na altówkę też mam za małą rękę. Stąd pomysł, żeby zrobić skrzypce pięciostrunowe. Ta piąta struna jest dokładnie taka sama, jak w altówce, a więc te moje skrzypce mogą brzmieć jak skrzypce i jak altówka. Natomiast w związku z tą dodatkową struną pojawił się problem z gryfem.

Dlaczego?

Gdyby dołożyć tą piątą strunę i zachować takie odległości, jakie są normalnie pomiędzy strunami, to dla mojej małej dłoni gryf byłby za szeroki. Natomiast John Jordan z Kalifornii zgodził się zwęzić ten gryf, żebym mogła grać na pięciostrunowych skrzypcach.

Czyli gra pani na unikatowym instrumencie?

Tak, bardzo się cieszę, że udało się stworzyć instrument spersonalizowany specjalnie pod moje potrzeby. Te skrzypce charakteryzują się też tym, że kołki nie są na końcu skrzypiec przy ślimaku, tylko przy podbródku. A mi zależało też na tym, żeby podbródek był na środku. Część skrzypiec jest taka, że ma lewy podbródek, a pod nim jest cała elektronika. Ja nie mogłam na takich skrzypcach grać, zależało mi na przestawieniu tego podbródka. Instrument został więc od zera zrobiony pode mnie.

A w klasycznych skrzypcach ta piąta struna też mogłaby funkcjonować?

Tak, mogłaby, ale ponieważ gram często z zespołem w pełnym składzie, z perkusją i basem, więc skrzypce elektryczne lepiej się sprawdzają. Łatwiej je nagłośnić, nie ma problemu, że chłopaki mnie zagłuszą. Poza tym myślę, że brzmienie jest fajniejsze, kiedy podłączam skrzypce do prądu. Mogę doczepić różne efekty i zrobić brzmienie, które pasuje do reszty zespołu, nawet takie soft rockowe. Z tych powodów uważam, że skrzypce elektryczne sprawdzają się lepiej niż klasyczne. Oczywiście, klasyczne mają cieplejsze brzmienie i pasują na przykład do ballad. Nawet miałam kiedyś taki pomysł, żeby na koncerty brać dwoje skrzypiec, żeby ballady grać na klasycznych, a energetyczne kawałki na elektrycznych. Na razie jednak gram na elektrycznych.

Co w przypadku pani zespołu oznacza pełny skład?

Oprócz mnie to gitarzysta, basista i perkusista. Natomiast większość Polski zjeździłam w duecie z gitarzystą, bo tak jest praktyczniej. Nie zawsze w klubach mieścimy się w pełnym składzie. Jednak kiedy dochodzi bas i perkusja, wytwarza się wręcz rockowa energia, co mnie niesamowicie nakręca. Bas i perkusja sprawiają, że tej energii wytwarza się więcej, scena tętni życiem. Ale też zawsze na koncertach staram się opowiedzieć jakąś historię związaną z piosenkami, z utworami, bo to jest takie unikatowe. Każdy utwór ma swoją historię i jest napisanty w jakimś kontekście, w jakichś okolicznościach, w związku z moimi przemyśleniami. Staram się to to opowiadać.

To proszę jakąś historię.

Do nowej, instrumentalnej płyty, chcę dodać jeden jedyny kawałek wokalny. Wiem, jaki utwór to będzie, ponieważ gramy go na koncertach, ludzie pytają o tą piosenkę, podoba im się i chcą żeby była nagrana. To jest piosenka o tytule „Zmieniam się”. Historia zaczyna się w Sędziszowie. Zawsze byłam małą dziewczynką ze skrzypcami. Myślę, że nieśmiałą i schowaną w sobie, nie wierzącą we własne siły. Jako młoda dziewczyna miałam poczucie, że ode mnie nic nie zależy, że muszę robić to, co inni mi każą i wtedy będzie dobrze. Nie miałam poczucia, że mam władzę.

Ale to się zmieniło?

Zmieniło się dopiero, kiedy wyszłam za mąż. Mąż zapytał „Co ty właściwie chciałabyś w życiu robić?” Mówię, że chciałabym śpiewać piosenki, grać koncerty, ale przecież to jest niemożliwe. On na to: „Dlaczego tego nie robisz?”. Ja mówię, że nie mam zespołu, nie mam piosenek, nie mam pieniędzy, nie mam studia, nie mam nic. A on zaczął mnie przekonywać, że to wszystko nie jest takim problemem, jak mi się wydaje, że wystarczy uwierzyć w to, że coś się może udać. I rzeczywiście, dzięki mężowi zaczęłam realizować moje marzenia. Nagrałam pierwszą płytę, potem drugą, która jest dedykowana właśnie mężowi wspierającemu mnie przez te wszystkie lata. Okazało się, że mogę dycedować, co ja chcę, że mogę to realizować, że mogę zmieniać siebie, moje myślenie, a w jakimś sensie zmieniać też świat, bo kiedy opowiadam o tym, co przeżywam i nieraz po koncertach rozmawiam z ludźmi, oni mówią „To do mnie trafia”. To jest dla mnie taka niesamowita siła napędowa i właśnie też dlatego śpiewam o tej zmianie. Okazało się, że ograniczenia są tylko w mojej głowie. Dzięki wsparciu najbliższych udało mi się uwierzyć w moje możliwości, w to, że mogę, potrafię, mam bardzo dużo do powiedzenia. I ta piosenka o tym jest.

Spełnia pani teraz swoje marzenia z dzieciństwa…

Tak, chociaż kiedyś wydawało mi się, że to niemożliwe, że będę grać, koncertować, ale też tworzyć. Bo ja chciałam tworzyć swoje utwory. Na koncertach gramy też covery, ale jednak własne kawałki to jest coś innego, to jest moja pasja. Wtedy czuję każdy dźwięk, każde słowo. Jeśli sama je napisałam, to ma to dla mnie większe znaczenie niż czyjeś. Mam takie fajne wspomnienie z dzieciństwa, że kiedy już poćwiczyłam sobie do szkoły muzycznej, to uwielbiałam improwizować. Nieraz było tak, że gdzieś tam sobie zachodzi sędziszowskie słońce, a ja gram to, co w mi w duszy gra. Wtedy zaczęła się moja miłość do tworzenia. Miałam uczucie, że jestem wolna, nic mnie nie ogranicza, że mogę grać co chcę, co tylko mam w sercu, w głowie. Myślę, że stąd teraz u mnie taka pasja do tworzenia. Największą radość czerpię z nagrywania autorskich utworów, dlatego mam teraz trzecią autorską płytę w planie.

Wspomniała pani o swoim mężu. Czy on jest członkiem zespołu czy zajmuje się czymś innym?

Nie jest członkiem zespołu, ale śmieję się, że jest taką szarą eminencją. Dla mnie jest ogromnym wsparciem mentalnym i w sprawach technicznych. Z zawodu jest programistą. Takich rzeczy, których muzyk nie potrafi, on mnie uczy. Ale najważniejsze jest to wsparcie mentalne. Kiedy mówiłam „Idę do normalnej pracy, więcej nie gram”, on przekonywał „Masz talent, dasz radę, rób to”. Z jego strony to niesamowite, że on mi pozwolił tak rozwinąć skrzydła. Nie powiedział „Siedź, gotuj i sprzątaj” tylko „Graj, twórz piosenki”. Myślę, że nie każdy mąż chciałby zostać w domu z trójką dzieci, podczas gdy żona gdzieś na drugim końcu Polski gra koncert albo udziela wywiadu.

No właśnie, a jak udaje się pani godzić życie rodzinne z karierą artystyczną?

Kiedyś rzeczywiście wydawało mi się, że to jest nie do pogodzenia. Owszem, chciałam mieć dzieci, ale jednocześnie chciałam grać i koncertować, tylko myślałam, że tak się nie da. Okazało się jednak, że jeśli mam wsparcie męża, jego rodziców, to jednak się da. Oni cały czas mówią „Graj, koncertuj, my ci pomożemy”. Gdybym nie miała takiego wsparcia, już dawno powiedziałabym „Odpuszczam, muszę zająć się dziećmi”.

W tym momencie co się u pani dzieje w sensie artystycznym? Trwa trasa koncertowa czy raczej praca nad nową płytą?

Mieliśmy mocno koncertową jesień, ostatni koncert zagraliśmy 20 listopada w Olsztynie. Teraz chcę się już bardziej skupić nad płytą. Grudzień i styczeń to takie spokojniejsze miesiące, jeśli chodzi o koncerty. Chcę więc mocniej popracować nad płytą, żeby zdążyć ją w przyszłym roku wydać. Natomiast od lutego mamy znowu zarezerwowane koncerty.

Czy plany koncertowe uwzględniają kolejny występ w Sędziszowie Małopolskim?

Jest duża szansa, że w pełnym składzie przyjedziemy do Sędziszowa w maju, na festiwal Dino Top. Zagralibyśmy wtedy koncert, podczas którego oczywiście będzie także „My Roots”.

Rozmawiał Sławomir Oskarbski

FOTO:

– SMART AND YOUNG FILM PRODUCTION

– ARCHIWUM BASIA KAWA MUSIC

– ADA NIKE