DSC_4496

Oksana uciekała do Nysy, dobro spotkała w Sędziszowie  

Oksana Szymańska uciekała z Ukrainy do Polski z przekonaniem, że musi pracować. W podróż zabrała ze sobą nie tylko ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy dla trójki dzieci, ale też to, co konieczne na start. Na Ukrainie była kosmetyczką, potrafi robić pedicure i manicure, przekłuwać uszy przedłużać rzęsy i wykonać makijaż permanentny. Dzięki dobrym ludziom jest w Sędziszowie Małopolskim, choć już prawie wsiadała w pociąg do Nysy. Również dzięki pomocy udało się jej uruchomić  mały gabinet kosmetyczny.

Spotykam dobrych

Pochodzi spod Żytomierza, ma polskie nazwisko, bo Polakiem był jej dziadek. Nie chciała wyjeżdżać, mimo, że Żytomierz był bombardowany. Zniszczeniu, jak mówi, uległo 25 procent miasta. – Wyjazd tutaj to był pomysł mojego taty. Mówiłam tacie: Co my tam zrobimy? Mamy troje dzieci. Tato powiedział: Masz polskie nazwisko, polską krew, wszystko będzie dobrze – wspomina Oksana.

Do Polski trafiła niemal równo trzy miesiące temu, pokonując 600 kilometrów pociągiem, samochodem i autobusem z bagażami trójką dzieci w wieku 3, 9 i 13 lat.  Do Rzeszowa pomógł się jej dostać, znajomy z Kołomyi, którego autobus woził bezpłatnie uchodźców z granicy do Rzeszowa. Jechała nie bez obaw o to, jak będzie. Dzisiaj ma za sobą doświadczenia i przekonanie, że to była dobra decyzja dla jej dzieci. – Jeszcze nie spotkałam nie dobrego człowieka w Polsce. Nie spotkałam nikogo, kto by nie pomógł – podkreśla.

News will be here

Otulony na granicy

– Przyjechaliśmy do Lwowa pociągiem z Żytomierza. Pociąg był bardzo długi, na wielu stacjach dostawiali wagony i ludzi, z dziećmi, kotami, psami. Naprawdę było to straszne. Mój syn, pytał kiedy pojedziemy do domu? – wspomina Oksana. Na końcowej stacji, we Lwowie zrobiło się ogromne zamieszanie podczas wysiadania. – Znajomy  pomógł nam wyjść z pociągu. Bez niego pewnie pogubilibyśmy swoje rzeczy. Samochodem dowiózł nas do granicy. Kolejki były po 12 godzin – relacjonuje. Tuż po przekroczeniu granicy zajęli się nią i dziećmi wolontariusze. Było minus 13 stopni a ona spakowała wiosenne ubrania. – Mój syn wyszedł z ciepła na mróz i aż trząsł się z zimna. Jedna pani wolontariuszka przyszła i nakryła go kocem, który mu podarowała. Syn był pod tak dużym wrażeniem. Ten koc to teraz jego talizman. Bardzo go lubi – Oksana mówi o tym, że wolontariusze częstowali też czymś ciepłym do jedzenia i picia pytali i oferowali pomoc i potrzebne rzeczy.

Powiedziała stop

Z granicy autobus zawiózł ją do Rzeszowa, gdzie planowała przesiąść się od razu na pociąg i pojechać do Nysy. Wyszukała tam pokój przez internet. – Szukałam mieszkania, bo bałam się, że będę mieszkać na jakimś dworcu. Moje najmłodsze dziecko, Kasia miała katar, bałam się o nią – wyjaśnia. Był 5 marca, sobota. O 21:00 miał być pociąg.  – Miałam trochę tych rzeczy ze sobą. Do pociągu było 15 minut, byliśmy zmęczeni. Powiedziałam sobie „stop”. Taka szybka przesiadka to będzie kolejny stres dla dzieci. W Rzeszowie było też sporo wolontariuszy. Przyszedł do nas Jacek Cholewa, zapytał, czy potrzebna pomoc – Oksana opisuje jak doszło do nagłej zmiany planów.

Starsze dzieci Oksany, Mirosława i Matwierj chodzią do szkoły w Kawęczynie. Najmłodsza Kasia do przedszkola w Sędziszowie Młp. FOTO: ARCHIWUM PRYWATNE
 
 

Gdzie nas wiozą?

 – Zapytał po rosyjsku i jakoś tak skrócił kontakt. Powiedziałam, że tak. Opowiedziałam, co się stało i że chcemy do Nysy. Zapytałam, czy można gdzieś zanocować. Zaproponował, że zabierze nas do swojego brata. Był wieczór, mróz, ja z dziećmi.  Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy – wspomina. Zmęczone dzieci natychmiast zasnęły. Oksana tymczasem coraz bardziej się niepokoiła. Myślała, że nocleg jest w Rzeszowie a podróż się przedłużała i wyjechali z miasta. – Nie wiedziałam, że jedziemy do Sędziszowa, jakoś nie ustaliliśmy tego. Przyjechaliśmy jednak do Tomasza Cholewy i Eli, oni nas przyjęli. To bardzo dobrzy ludzie. Zaproponowali pokoje, kolacje i wszystko było dobrze – mówi Oksana.

Tak samo nieznajomi

Rano miała plan wyruszenia na zachód Polski.  – Ustaliłam, że o 11:00 jest pociąg do Nysy i czekaliśmy, żeby pan Jacek nas zabrał na dworzec.  Siedzieliśmy w salonie. Przyszedł Pan Jacek, Tomasz i Elżbieta. Powiedzieli, że jeśli nie znam nikogo tam w Nysie, to w zasadzie tak samo jak tu w Sędziszowie i powiedzieli: Zawsze możesz pojechać do Nysy, spróbuj na razie u nas. Popatrzyłam na moja najstarszą córkę, w jej oczy… i zostaliśmy.

Dalej sprawy potoczyły się bardzo szybko. Dwa dni później dzieci zaczęły chodzić do szkoły w Kawęczynie, gdzie pracuje pani Ewa Cholewa.

Gitara i gabinet

– Nie było choćby paru dni na rozejrzenie się. W Kawęczynie jest bardzo dobry dyrektor szkoły,  pożyczył mojemu synowi gitarę, żeby mógł ćwiczyć w szkole muzycznej – Oksana i jej syn byli tym zaskoczeni, bo na Ukrainie gitara to bardzo osobisty przedmiot. –  W przedszkolu pracuje Monika córka pana Goraja, okazało się, że jest miejsce na gabinet i pan Goraj wynajął mi go na razie bezpłatnie.  Gabinet potrzebował remontu. Darek Iwan, siostrzeniec Pana Cholewy, zrobił tu szybko prace i bardzo mi pomógł. Meble dostałam z dużym rabatem od pana Piotra, który handluje koło Biedronki, sama je pomalowałam – wylicza wszystko, co się działo.

Gabinet kosmetyczny ruszył 14 kwietnia. – Nazwałam go Sakura, to po japońsku Wiśnia, u nas to bardzo znane słowo, w Polsce chyba mniej. Na ścianie gałąź kwitnącej wiśni namalował mi Paweł Wołos – Oksana prezentuje malowidło.  Gabinet działa w budynku Pizzerii Bingo przy ulicy Fabrycznej w Sędziszowie Małopolskim.

Cholewa
Pod swój dach przyjęła i pomaga na co dzień rodzinie z Ukrainy pani Elżbieta Cholewa (z prawej). Pani Oksana  i jej córka (na zdjęciu ) są wdzięczne za okazywaną codziennie pomoc i przyjaźń.
 

Marketing sąsiadki

Jest też bardzo wdzięczna pani Ewie. Przez ścianę jej gabinet sąsiaduje z zakładem fryzjerskim.  – Moja bardzo fajna sąsiadka Ewa każdemu swojemu klientowi poleca  mnie mówiąc, że ma tu obok kosmetyczkę. Robię manicure i pedicure. Są klienci, ale to na razie tak spokojnie się rozwija. Wiele osób pewnie myśli, że ja na miesiąc i z powrotem. A z kosmetyczką jest trochę jak z dentystą, chodzi się często do jednej, to taki zwyczaj – uważa Oksana. 

Powoli do przodu

Jakie ma plany?  – Do 24 lutego były duże plany. A teraz… na razie to nie plan a marzenie, żeby skończyła się szybko ta wojna. Bo to jest bardzo straszne – mówi Oksana i dodaje, że chce zrobić to, co będzie najlepsze dla jej dzieci.  – Chciałabym, żeby dzieci jeszcze przynajmniej przez rok chodziły do szkoły w Polsce, chcę pracować – mówi i dodaje, że zakładała, że jeśli kalendarz nie wypełni się klientkami, to poszuka drugiej pracy. Klientki się pojawiły, niektóre wróciły już po raz trzeci, zabierają wizytówki, więc na ma nadzieję, że będzie dobrze.

Ma też pomysł, by zaoferować usługi osobom starszym. Opiekowała się swoją babcią i wie jaką trudnością dla osób w podeszłym wieku jest obcięcie paznokci.  – To przecież nie jest coś w czym chodzi tylko o jakąś próżność, to konieczność a ludzie mają z tym kłopot – wyjaśnia i dodaje, że do dziś pamięta, jak zareagowała jej babcia, po tym kiedy zrobiła jej pedicure. – Zapytała: dziecko, co zrobiłaś, że stopa tak łatwo wchodzi mi do butów?!

Wielkie dziękuję

W planach Oksany jest też odciążenie jej dobroczyńców. – Szukam mieszkania, bo nie możemy tak bardzo długo być na głowie Cholewom, choć są jak rodzina. Jacek mówi nawet do mnie, że jestem siostra. Jak się zobaczymy, to woła: Siostra! Jak się masz? – mówi wzruszona i dodaje, że zaprzyjaźniła się z wieloma osobami.

– Jedno, wielkie dziękuję chciałabym przekazać wszystkim, którzy pomogli mojej rodzinie tu w Sędziszowie. Ludziom ale i gminie, że moje dzieci mogą być w szkole i przedszkolu, to również wielka pomoc – podkreśla i dodaje, że nie wszystkim udało się zaaklimatyzować, tak jak jej.

Trudne decyzje

To dlatego część kobiet wraca na Ukrainę, choć nie zawsze jest to zrozumiałe dla Polaków. Na Facebookowym forum Ukrainek z okolic Rzeszowa niektóre z pań opisują swoją sytuację i nie zawsze wszystko układa się tak, jak Oksanie. – To nie jest prosta decyzja, żeby tam wrócić.  Wiele osób, dziwi się, że niektóre kobiety wracają z dziećmi. Po prostu nie odnalazły się tu. Nie mają za co żyć, bo dziecko za małe, żeby wysłać je do przedszkola a samej pracować. A na pomoc z Ukrainy nie możemy za dużo liczyć. Wszyscy pracujący w budżetówce dostają tam teraz tylko 50 procent zarobków. To co, dostajemy w Polsce często wysyłamy naszym rodzinom na Ukrainę. Robimy wszystko, co możliwe, bo są duże problemy z benzyną, cukrem, żywnością – wyjaśnia Oksana. 

Jest też tęsknota za bliskimi. – Dobrze, że jest kontakt, ale czasem jest problem z dodzwonieniem się przez to, co robi Rosja. Na szczęście możemy napisać do siebie. Moja mama planuje przyjechać do nas we wrześniu, jeśli będzie dobrze. Ojciec, mąż i brat nie mogą. Są tam potrzebni – mówi Oksana.  

oksana
Oksana (z lewej) zaprzyjaźniła sie z  Ewą, która obok jej gabinetu kosmetycznego ma zakład fryzjerski