Dlaczego kiełbasa i potańcówka to najpopularniejszy pomysł samorządu na imprezę dla ludu?
Najbliższe weekendy będą pełne wypasionych dożynków, okraszanych występami mniej i bardziej poważnych grup. Dożynki w tym roku będą zapewne wyjątkowe, bo na jesieni wybory, a lud, by łatwiej się nim rządziło, potrzebuje chleba i igrzysk (wpadli na to już starożytni). W sprawie chleba (czytaj większej liczby miejsc pracy, wyższych zarobków) władzy lokalnej trudno coś zrobić ”na szybkiego”, cała energia, jak można się spodziewać, pójdzie więc w igrzyska (w naszych warunkach w festyny, dożynki, dni i inne tego typu imprezy).
W zabawie nie ma nic złego, potrzeba jej do normalnego życia, potrzeba tak samo jak odpoczynku, jedzenia i snu. Szkoda tylko, że statystycznie rzecz ujmując, impreza w naszym powicie jest nudna jak flaki z olejem. Żeby było fajnie, trzeba żurku, kiszonych ogórków, kiełbasy i kapeli ludowej. Do tego dmuchane zjeżdżalnie dla dzieci i dużo piwa, a na zakończenie „dyskoteka pod gwiazdami”. To typ imprezy na której trudno się dobrze zabawić, można się za to „urżnąć”. O przeżyciu, doświadczaniu i oglądaniu czegoś ciekawego raczej nie ma mowy. Na tym przepełnionym morzem piwa i tandety tle, jak rodzynki w cieście smakowicie błyszcza takie imprezy jak „Jarmark kowalski” w Ropczycach, „Atak Morawian na Wiślan” w Berdechowie, czy Zlot Motocyklowy w Małej (ten ostatni z dużymi szansami na to, by myśleć o nim w kategoriach przeszłości). Te imprezy wyrywają się z tandetnego schematu „usia – siusia” jednak z trudem znajdują naśladowców w powiecie. Kreatywność błysła ostatnio w Ostrowie w związku z zapowiedzią „Pikniku militarnego” (zaplanowanego na 28 sierpnia). Za dwa tygodnie okaże się jednak dopiero, czy rzeczywistość dorasta do pięt zapowiedziom. Poza tym, o wyjątkowości trudno tu mówić, bo rekonstrukcji i militarnych pikników ostatnio w kraju przybywa w zastraszającym tempie.
Przed trzema laty, zanim na całego zająłem się wydawaniem Reportera i jeszcze pracowałem w Ostrowie w GCI, proponowałem wójtowi, by w Bliźnie zorganizować „Dzień kosmosu”, skoro Niemcy testowali tu rakiety, których konstrukcja posłużyła Amerykanom po wojnie do wysłania człowieka w kosmos. Pomysł jednak pozostał pomysłem, zwyciężyły militaria, a jak to będzie wyglądało, dopiero zobaczymy. Ja mam satysfakcję z tego, że kiedy wójt mówił o tworzeniu muzeum i budowie makiety V2 w Bliźnie, zaproponowałem stworzenie Parku historycznego zamiast samej izby. Nazwa została, park całkiem chyba ciekawy wójt tworzy wspólnie z sołtysem, historykami i nadleśnictwem. A ja mam satysfakcję z tego, że jestem autorem nazwy, tego obiektu powstającego w Bliźnie. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, więc dopiero okaże się (budowa ma potrwać do czerwca 2011) czy oprócz makiety rakiety w Bliźnie będzie tętniło życie.
Podobne wpisy