Niewyczerpane zapasy
Lubię zimę odkąd odkryłem narty, czyli gdzieś od roku. Namówił mnie szwagier, okazało się, że używane deski mona kupić całkiem tanio. Potem odkryłem, że oprócz nich potrzeba to i tamto, a to już trochę kosztuje. Zastanawiałem się, ale w zdecydowaniu pomogła mi sentencja mojej teściowej „Lepsze to, niż jakbym miał pieniądze przepić” (pewnie zazdrościcie takiej teściowej).
Potem w Gogołowie spadałem z wyciągu, wywijałem orły, ryłem nosem w śniegu. W pierwszych trzech tygodniach ze cztery razy dziękowałem Bogu, że na wyprzedaży kupiłem sobie kask, bo chciało mi urwać głowę. Ale było coraz lepiej, a że do Gogołowa jest blisko, to jechałem tam dwa, a nawet trzy razy w tygodniu po pracy wieczorem. I nawet zadziwiłem siebie, bo z dzieciństwa wyniosłem niechęć do nart. Jako mały chłopiec usiłowałem jeździć z górki niedaleko domu na drewnianych, długich na 2,2 metra jesionowych nartach po moim wujku. Niestety, nie bardzo mi szło, zwłaszcza, że wiązania to był kawałek metalu na przód buta i dwa skórzane paski, które ciągle albo się naciągały, albo urywały, a buta w narcie i tak nie trzymały jak trzeba.
O potłuczeniach, rozbitych na skoczni nosach i pocie podczas włażenia na górkę nie trzeba wspominać. Co gorsza, po tych wyprawach narciarskich dopadała mnie czasem angina, czy coś podobnego. A jak była angina, to były też wyprawy do ośrodka zdrowia na zastrzyki w tylną część ciała. I nawet nie chodziło
o to, że boli, bardziej o tym, że bladą część ciała trzeba było wypiąć w stronę pani pielęgniarki. Myślałem sobie wtedy, że gdybym miał lepsze buty, takie, które nie przemakają, nie byłoby kaszlu, paskudnego syropu (dzisiejsze są o niebo lepsze) i zastrzyków. Mama nie robiłaby też awantury, że znowu przemokły buty. To samo było z rękawicami na jeden palec. Dzisiaj, w czasach sklepów wypchanych po brzegi może brzmi to jak bajka, ale dobre rękawice to było coś…
Teraz sam mam dzieciaki. Mają buty, które przemakać nie powinny, rękawice, mieszkamy w ciepłym domu, a moja mała załoga i tak choruje. Dzisiaj rano synek tak kaszlał, że w końcu zwymiotował. Świat niby poszedł do przodu, oprócz ciuchów i takich tam są nowe lekarstwa, a dzieci chorują tak, jak chorowały. I w takich momentach uświadamiam sobie, że choć mamy dzisiaj rzeczy, o których dwadzieścia parę lat wstecz naszym rodzicom nawet się nie śniło, to w sprawie zdrowia mamy nie mniej zmartwień, a na nartach ciągle można sobie rozbić nos albo skręcić nogę. Wydaje się nam, że tak wiele się zmieniło… A tak naprawdę, życie ma niewyczerpane zapasy problemów.
Podobne wpisy