Czułam się bardziej odpowiedzialna
Z Katarzyną Sikorą, szefową sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Wielopolu rozmawiamy o organizacji finałowej imprezy i zaangażowaniu młodzieży w akcję.
Ile w tym roku udało się zebrać?
Łączna kwota, czyli ze zbiórki pieniężnej, kiermaszu i aukcji to 7 tys. 927 i 88 groszy.
Niewiele mniej niż w tamtym roku.
Tak, troszeczkę mniej, bo w ubiegłym roku kwota wyniosła około 8 tysięcy 600 zł.
Czym jest to spowodowane według Pani?
Myślę, że zawiniła tutaj pogoda. Nawet, patrząc po zbiórce pieniężnej. Najwięcej zebrali ci wolontariusze, którzy stali przy bramach kościelnych. Dla przykładu, nasza rekordzistka, Paulina Wojnarowska, zebrała 783 zł i 14 groszy. Była to taka fajna puszka. Na przykład ci, którzy mieli do obstawienia sklepy w tamtym roku dość sporo zebrali, a w tym było marniutko. Myślę, że ludzie, jeżeli nie mieli konieczności wychodzenia z domów, to nie wychodzili. Około godziny 16:00 cała sala była wypełniona ludźmi, było bardzo dużo osób dorosłych, ponieważ na scenie prezentowały się ich dzieci. Później sporo dorosłych udało się do domów, na sali pozostała głównie młodzież.
Myśli Pani, że to się mogło przyczynić do mniejszej zbiórki.
Uważam, że miało to wpływ na wynik licytacji. Na aukcji potrzebne są jednak osoby dorosłe, które mają dochód. Zauważyłam, że jest taka pewna grupa ludzi, która zawsze jest na naszym finale WOŚP i w tym roku też była, tyle tylko, że okrojona. Z rozmów wiem, że dużo osób się wybierało, obiecywali też, że na imprezę przybędą. Przewiduję, że jest to sprawka pogody.
W tym roku po raz pierwszy pracownik Gminnego Ośrodka Kultury i Wypoczynku w Wielopolu został szefem sztabu WOŚP, prawda?
Tak, ja zawsze pomagałam młodzieży, bo do tej pory był to sztab młodzieży przy GOKiW, a w tym roku powstał sztab GOKiW.
Skąd te zmiany?
Po prostu ta młodzież, pełnoletnia w większości, jest bardzo zajęta, studiują w Rzeszowie, albo mają tyle obowiązków, że nikt się nie podjął. Zorganizowanie sztabu, imprezy finałowej wiąże się z dużym nakładem pracy.
Czyli prowadzenie sztabu nie było żadną nowością, jeśli chodzi o Pani zaangażowanie?
To znaczy, na pewno czułam się bardziej odpowiedzialna za to niż w poprzednich latach. Powód jest prosty, do tej pory czuwałam nad całością, ale nie składałam nigdzie swojego podpisu. Szef jednak odpowiada całościowo za zbiórkę i za wolontariuszy. Dla mnie było to może nie nowe doświadczenie, ale większa dawka stresu.
Rozumiem, że nauczyło to Panią radzić sobie ze stresem?
Cała moja praca w domu kultury uczy mnie non stop radzić sobie z nim. Więc jestem w miarę uodporniona. Ważne, że jest to rodzaj stresu motywującego do działania.
Nie przeszkadzał on, a nawet pomagał?
Ten stres motywacyjny był potrzebny, bo dawał siłę i zastrzyk energii. (…) Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu Reporter Gazety
Rozmawiała
Natalia Kosińska
Podobne wpisy