Nauczeni jesteśmy tańcować ze sobą
Z Panią Marią Ochał rozmawiamy o starcie w konkursie i o tym, jak tańczyło się w czasach, gdy była młoda.
Jechaliście państwo na konkurs z nadzieją na taki sukces?
Nie spodziewaliśmy się tego. Jak ma się tyle lat, jest bardzo trudno, ale jakoś żeśmy to przeżyli. Jakbyśmy częściej tańczyli wychodziłoby nam to tańczenie jeszcze lepiej.
Jakie tańce pokazała Pani z mężem na konkursie w Trzcianie i w Rzeszowie?
Tańczyliśmy polkę z nogi, polkę w prawo, polkę w lewo a na ostatek walczyka. Mąż śpiewał też przed muzyką przyśpiewki, „Zagrajże muzyka na całego smyka, to ci zapłacę jak sprzedam konika” i jeszcze „Na Wiercanach w środku wsi, jest tam dziewczę, o mnie myśli…”, „Na lewo na lewo kółeczko się obraca”.
Kiedy ma Pani okazję potańczyć z mężem?
Na co dzień nigdzie nie tańczymy, nie chodzimy na żadne próby zespołów. Kiedyś tam mój mąż tańczył w zespole. Ja siedziałam w domu z małymi dziećmi.
A wcześniej?
Wcześniej tak, tańcowało się od młodości i jakoś to się jeszcze pamięta, a i nogi jeszcze dają radę. Widzę, że coraz trudniej jest mi tańcować. Jeszcze dwa lata temu tańczyło się lżej.
Mąż jest dobrym partnerem do tańca?
Dobrze prowadzi i nauczeni jesteśmy tańcować we dwoje. Z kim innym i jemu i mnie nie tańczy się tak dobrze.
Przy jakich okazjach tańczyło się, kiedy była Pani młoda?
Ja się wytańczyłam, bo jak zaczynałam miałam siedemnaście lat, a wyszłam za mąż jak miałam dwadzieścia siedem. Tańcowało się po zabawach, po weselach i „po muzykach” – dawniej po domach spotykaliśmy się, były skrzypce, bębnili na blaszaku i tańczyliśmy. Kiedyś na wesele mógł przyjść też gość, którego nikt nie zapraszał i potańcować, więc chodziło się dużo. Tak po prawdzie to ci nieproszeni goście tańczyli więcej do tych proszonych. Miał człowiek kiedyś taką nerwę. Ona jest do dzisiaj, choć zaczyna szwankować zdrowie.
Na razie tańczyć pani nie przestanie, jeśli będzie okazja?
Nie wiem, czy będę tańczyć. Dzisiaj jeszcze mogę, a jutro… nie wiadomo. Chociaż ochotę na tańce to ja mam.
Podobne wpisy