nowy_neciuk

Leśni ludzie por. Orkana

Porucznik Zbigniew Nieciuk—Szczerbinski we Lwowie podczas przerw w zajęciach lekcyjnych przychodził do rodzinnego domu, (nieopodal szkoły), matka dawałs mu kilka kotletów schabowych na przekąskę . W czasie wojny był on postawnym mężczyzną. Kiedy w 1948 roku wrócił z zesłania w głąb ZSRR ważył zaledwie 48 kilogramów. Do końca życia trzymał chleb w lodówce. Nieraz sprawdzał w nocy czy pokaram jest na swoim miejscu . Bał się sowieckiego głodu. FOTO: ARCHIWUM

 

Porucznik Zbigniew Neciuk – Szczerbiński ps. „Orkan”, to niemal zapomniana postać na naszym terenie. W czasie II wojny światowej, od 1940 do 1944 roku, przebywał w okolicach Sędziszowa Młp. i Rzeszowa. Imał się różnych zajęć, ale jako ten, który ukończył rok medycyny, trzymał się głównie spraw związanych z lecznictwem. Słusznie zbudowany, ciągle roześmiany i skłonny do zabawy, znakomity pieśniarz był magnesem dla podobnych sobie zapaleńców walki o wolną Polskę.


Od swego przybycia w te strony działał w organizacji niepodległościowej Orzeł Biały, zdobywał broń, budował konspiracyjną działalność, pracował jako felczer w Zakładach Przemysłowych w Sędziszowie Młp. (pisałem o jego związkach z inż. Edmundem Jurkowskim w „Biule-
tynie Sędziszowskim” w maju tego roku – JF).

News will be here

„Spaleni szli do lasu”
Sędziszów Małopolski, w czasach okupacji niemieckiej, był miejscem schronienia dla masy przesiedleńców z terenów polskich, wcielonych do III Rzeszy. Mieszkańcy miasteczka i okolicznych wsi udzielali im gościny w domach, a pracę zapewniał m.in. inż. Edmund Jurkowski, który zatrudniał w swoich zakładach w Sędziszowie Młp. wszystkich, którzy się o to starali. Rozwijała się działalność niepodległościowa, jednak małe środowisko niezbyt dobrze służyło zachowaniu anonimowości. Wszyscy wiedzieli o tym, gdzie ktoś chodzi i co (mniej więcej) robi. Członkowie Organizacji Orzeł Biały, którym groziła dekonspiracja, zmieniają nazwiska, miejsce zamieszkania, a nawet opuszczają Sędziszów Młp. i rezygnują z pracy w fabryce. Najwięcej „kłopotu” jest z najbardziej bojowymi chłopcami, którzy chcą już zaraz walczyć z niemieckim okupantem. Zbigniew Neciuk-Sczerbiński postanawia, na terenie poligonu SS- Truppenübungsplatz Pustków, tj. wysiedlonym obszarze leżącym między Sędziszowem Młp, Kolbuszową, a Dębicą, utworzyć oddział partyzancki.

 

Najciemniej pod latarnią, czyli siedziby oddziału leśnego
Mają sporo zaprzysiężonych leśniczych i gajowych, znają prawie wszystkie ścieżki i przecinki leśne. Teren, poza nielicznymi „Bauerówkami”, czyli większymi gospodarstwami, osadzonymi przez Niemców, którzy otrzymali polskie gospodarki, jest praktycznie niezamieszkały. Ubogie piaski Niziny Sandomierskiej stanowią pastwiska i przede wszystkim lasy. Był to znakomity teren dla organizacji partyzantki. Mieszany las dostarcza drewna, runa leśnego, dziczyzny. Nikomu postronnemu nie przyszłoby do głowy, że na obszarze, na który wstęp co parę kroków zagradzały groźne tablice ostrzegawcze, znajduje się polska partyzantka. Sprawa nieco się komplikuje po utworzeniu w Bliźnie poligonu dla wyrzutni rakiet V1 i V2.

 

Organizacja obozowiska
Partyzanci w 1942 roku, nie niepokojeni przez nikogo, wyszukują kilka wspaniałych miejsc, które odpowiednio zagospodarowują, robią żelazne zapasy żywności, sprawdzają ujęcia wody zdatnej do picia. Schronieniem służą opuszczone i niespalone stodoły, gajówki obsadzone przez pewnych gajowych i wreszcie sprytnie wykopane i zamaskowane ziemianki w lesie, obok strumyczków. Partyzanci- leśni z przerażeniem myślą o zimie, ale na razie jest pełnia lata i specjalnie nie ma się czym martwić. Las dostarcza grzybów, jagód i dziczyzny, mają spory zapas mąki. Napady na niemieckie bauerówki przynoszą konkretne zyski przez sianie niepokoju wśród osiedlonych Niemców, łupy w postaci broni, amunicji i zapasów żywności.

 

Bij Niemca
Partyzanci wykonują kilka takich akcji. Każdy atak na bauerówkę jest dokładnie zaplanowany. Po uprzednim rozpoznaniu, akcja rozpoczyna się odcięciem łączności telefonicznej. Niemcy spostrzegają zagrożenie i ryglują drzwi i okna domostw. Partyzanci w dwóch przypadkach muszą odejść z niczym, po uprzednim ostrzelaniu i obrzuceniu granatami zabudowań bauerówek. Nie ma sposobu, aby bez większych strat zdobyć ufortyfikowane zabudowania. Dalej robią zasadzki na samochody wojskowe. Akcje te wykonują poszczególne drużyny czy sekcje. Chodzi z jednej strony o zdobycie broni, a z drugiej o tzw. „otrzaskanie” się ludzi z niebezpieczeństwem, wypracowanie inicjatywy u poszczególnych chłopców i wpojenie w nich przeświadczenia, że nie taki niemiecki diabeł straszny, jak go malują.

 

Życie obozowe
Dzień leśnych ludzi jest dokładnie rozplanowany, dowódca – „Orkan” dba o regularne, ciepłe posiłki. Dużym urozmaiceniem menu jest stale dostarczana przez jednego z partyzantów dziczyzna. Ten człowiek pochodził z okolicy Bratkowic i przed wojną parał się kłusownictwem. Zna Puszczę Sandomierską na wylot, doskonale zna zwyczaje zwierząt, miejsca ich pobytu i wodopoju. Gdy wybiera się na polowanie, można być pewnym, że nie przyjdzie z pustymi rękami. Zwierzyny w okolicy jest sporo, nocą dziki w dużych tabunach podchodzą pod obozowisko, często budzą partyzantów chrzęstem łamanego chrustu i chrząkaniem tuż obok ich legowisk. Również widok stada saren nie należy do rzadkości. Leśni ludzie oswajają się z odgłosami lasu i każdy obcy szmer budzi ich czujność.

 

Wywiad i bazy
Por. Zbigniew Neciuk- Szczerbiński organizuje w okolicznych wsiach gęstą sieć informatorów i dostawców żywności, szczególnie chleba i świeżego mięsa, organizuje meliny, by w razie konieczności ukryć ludzi i przeczekać „gorące” dni. łównym bazami są wsie: Bratkowice, Czarna Sędziszowska, Przedbórz i Wolica Ługowa. Szczególnie silnie są związani z lubiącymi ich Bratkowicami.

 

Dalsze wypady
Organizują sobie konie i tabor. Podejmują dalsze wypady bojowe. Zapuszczają się w tereny na południe od Rzeszowa, w okolice Tyczyna, Boguchwały, Błażowej, Strzyżowa, a nawet Dynowa i Gwoźnicy Górnej. Rzadziej partyzanckie szlaki wiodą na północ od obozowiska, czyli w okolice Niska, Rudnika i Ulanowa.

 

Zdobycie koni i taboru
Wypożyczane od okolicznych chłopów konie i wozy są mało poręczne i konieczność ciągłego kontaktowania się z gospodarzami, pożyczanie, zwracanie zwierząt niesie groźbę dekonspiracji. Wywiad donosi, że w Trzcianie Niemcy zorganizowali państwową stadninę koni wierzchowych. Stadnina ta jest obsługiwana i strzeżona przez żołnierzy Wehrmachtu, przygotowuje konie sportowe. Zwierzęta są sprowadzane z Rzeszy i ze stadniny w Janowie Podlaskim (jedna z najbardziej znanych stadnin polskich, hodująca konie rasy arabskiej – JF). Rasowe konie są systematycznie trenowane. Partyzanci „Orkana” dowiadują się, że stadnina nie jest zbyt dobrze pilnowana: oddział ochrony składa się z około 11 ludzi, kilku pełni funkcje ujeżdżaczy, prace stajenne wykonują miejscowi ludzie. Z kilkoma z nich nawiązują kontakt w celu uzyskania jak najdokładniejszych wiadomości o zwyczajach, panujących w stadninie, wartości poszczególnych koni, zakwaterowaniu oddziału ochrony, miejscach przechowywania uprzęży i siodeł, i tym podobnych informacji. Niezależnie od tych wiadomości przez kilka dni chłopcy „Orkana” śledzą ruch w stadninie, obserwują nocne posterunki i składają dokładne relacje ze swych obserwacji.

 

Napad na stadninę
W napadzie na stadninę w Trzcianie udział biorą wszyscy partyzanci, czyli 18 ludzi. Są uzbrojeni w dwa erkaemy, sześć peemów, reszta jest uzbrojona w sprawne KB. Mają sporo amunicji i granatów. Słowem, do tej akcji przygotowani są niezwykle starannie. Biorą pod uwagę fakt, że stadnina znajduje się około cztery kilometry od szosy i miejscowości Trzciana, a na głównej drodze do Rzeszowa, na głównej arterii zachód- wschód, panuje ożywiony ruch.
Dzięki ustaleniom wywiadu wiedzą, że równocześnie trzech żołnierzy niemieckich pełni służbę nocną, że patrolują oni wzdłuż ogrodzenia zabudowań stadniny. Poza tym, w stajniach i magazynach przebywają stale dyżurni stajenni, wprawdzie nieuzbrojeni, ale mogący zaalarmować całą załogę. Należało zabezpieczyć się przed taką ewentualnością i z obu stron karabinami maszynowymi zaryglowano budynek zarządu stadniny, w którym mieści się również wartownia i sale żołnierzy ochrony.

 

Teraz reszta oddziału partyzanckiego, w możliwie bezszmerowy sposób, likwiduje ruchome posterunki niemieckie. Wybierają czas mniej więcej w godzinę po zmianie warty, kiedy zauważają, że uwaga wartowników jest mniejsza, kiedy zbliżają się do siebie, rozmawiają i palą papierosy. Z wartownikami idzie łatwo dzięki zastosowaniu łamigłówek (specjalnie wygięty twardy drut, którym łatwo jest skręcić kark zaatakowanego- JF) i fińskich noży. Partyzanci do obu stajni wchodzą z dwóch stron, zastają stajennych w głębokim śnie. Szybko ich obezwładniają, ci nie stawiają oporu, gdyż pochodzący z okolicy sympatyzowali z napastnikami. Stajenni, na wszelki wypadek, są powiązani i zakneblowani- raczej dla stworzenia pozorów przemocy, aby Niemcy ich nie represjonowali rano.

 

Tak wyglądał porucznik Zbigniew w mundurze w czasie II wojny światowej. FOTO: ARCHIWUM

 

Jak okiełznać rasowe wierzchowce?
Napastnicy szybko odszukują wcześniej na podstawie wywiadu wybrane konie i wyprowadzają 16 sztuk tych zwierząt przed stajnię. Niestety, w siodlarni znajdują tylko cztery siodła i siedem uprzęży. Nikt ze stajennych nie wie, gdzie znajduje się reszta siodeł. Od strony wartowni nie dochodzi żaden odgłos, choć w kilku oknach pali się światło. Jest trochę kłopotów z założeniem siodeł, uprzęży i wyprowadzeniem koni, gdyż mimo tego, że w oddziale znajduje się kilku chłopów ze wsi, to nie mogli oni poradzić sobie z rasowymi, gorącokrwistymi końmi.

 

Odwrót
Posiadacze pistoletów maszynowych mają za zadanie osłonę odwrotu. Partyzanci mają początkowo zamiar umieścić konie w stajniach chłopskich w poszczególnych wsiach, ale po wejściu do stajni dowódca zdał sobie sprawę z tego, że jest to zupełnie nierealne. Konie swoim wyglądem tak odbijały od chłopskich chabet, że są nie do ukrycia w chłopskiej stajni. Poza tym każdy z koni ma wypalony na zadzie znak „WH”. Oddział Orkana postanawia przeprowadzić konie do ich leśnego biwaku i zastanowić się spokojnie, co dalej robić z cenną zdobyczą. Sama droga, pomimo wyboru pustych ścieżek, nie przebiega spokojnie. Niektóre konie nie mają uzd i są w samych kantarach: wyrywają się i nie chcą iść, gryzą i usiłują kopać. Chłopcy, nieprzyzwyczajeni do takiej żywej zdobyczy też nie bardzo wiedzą, jak sobie poradzić. Nad ranem wszyscy (chłopcy i konie) docierają do swoich legowisk.

 

Wreszcie w leśnym domu
Powiązują konie na długich linach do drzew i zasypiają kamiennym snem. Dowódca „Orkan” rano wstaje i za dnia ogląda nocną zdobycz. Już dawno marzył o własnym wierzchowcu. Od razu znajduje kandydata. Wśród gniadych i kasztanów jest jeden kary wałach. Ten niezbyt wysoki czterolatek, o pięknej głowie araba, z białymi skarpetkami na przednich nogach i o bujnej grzywie oraz lśniącej sierści, nie ma sobie równych urodą konkurentów.

Jak powstał tabor?
Ostatecznie konie na stałe pozostają w leśnej siedzibie oddziału. Partyzanci przywykają do zwierząt, a one do nowych właścicieli. Jeszcze trochę kłopotu jest z nimi, kiedy którejś kolejnej nocy w Sędziszowie Młp. zaprzęgają niektóre z nich do wozów, zabranych z zakładów drzewnych inż.. Edmunda Jurkowskiego. Przywykają jednak i do tego. Leśny oddział partyzancki pod nazwą „Oddział Orkana” ma swój leśny dom, własną „konnicę” i tabory.



Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Administratorzy i moderatorzy podejmą starania mające na celu usuwanie wszelkich uznawanych za obraźliwe materiałów jak najszybciej, jednakże nie jest możliwe przeczytanie każdej wiadomości. Zgadzasz się więc, że zawartość każdego wpisu na tej stronie wyraża poglądy i opinie jego autora a nie administratorów, moderatorów czy webmasterów (poza wiadomościami pisanymi przez nich) i nie ponoszą oni za te treści odpowiedzialności. Zgadzasz się nie pisać żadnych obraźliwych, obscenicznych, wulgarnych, oszczerczych, nienawistnych, zawierających groźby i innych materiałów, które mogą być sprzeczne z prawem. Złamanie tej zasady może być przyczyną natychmiastowego i trwałego usunięcia z listy użytkowników (wraz z powiadomieniem odpowiednich władz). Aby wspomóc te działania rejestrowane są adresy IP autorów. Przyjmujesz do wiadomości, że webmaster, administrator i moderatorzy tego forum mają prawo do usuwania, zmiany lub zamykania każdego wątku w każdej chwili jeśli zajdzie taka potrzeba. Jako użytkownik zgadzasz się, że wszystkie informacje, które wpiszesz będą przechowywane w bazie danych. Informacje te nie będą podawane bez twojej zgody żadnym osobom ani podmiotom trzecim, jednakże webmaster, administrator i moderatorzy nie będą obarczeni odpowiedzialnością za włamania hackerskie prowadzące do pozyskania tych danych.

dwa × 1 =