O ptaszkach i tragediach
We wtorek wracałem do domu gdzieś koło 1:00 w nocy. Jakoś tak zeszło mi w redakcji. Trząsłem się z zimna, bo w aucie nagrzewnica mi szwankuje. Paręset metrów przed domem po prawej stronie zobaczyłem jak chodnikiem w tym samym kierunku co ja goni… zając. Szczerze się zdziwiłem, bo choć niedaleko od domu jest las i pola i czasem widać tam stadko saren albo kuropatwy, to zająca odkąd się wprowadziłem, czyli gdzieś od siedmiu lat, nigdy nie widziałem.
Szarak zapuścił się między domy, może szukał jedzenia, ryzykując spotkanie z wsiowymi burkami. Przyszło mi do głowy, że to najlepszy dowód na to, jaką mamy zimę (nie żeby mi tyłek nie zmarzł do tej pory) i pasowałoby pomyśleć o zwierzakach. W podstawówce namiętnie robiliśmy karmniki dla ptaków, wystawialiśmy na parapet czy na kołku ustawialiśmy przed oknem. A potem jak już się nasypało pszenicy, czy innego zboża, można było popatrzeć jak przylatują stada wróbli, a czasem sikorka czy jeszcze inny ptaszek (kiepski ze mnie ornitolog). Mam wrażenie, że ostatnie kilka lat nie sprzyjało budowaniu karmników.
Raz, że śnieg nie utrzymywał się w zimie zbyt długo. Dwa, że mróz też przychodził na dwa trzy dni i odpuszczał. Teraz mamy prawdziwą zimę i albo jestem gapiowaty, albo karmników nie widzę za dużo, przynajmniej nie tyle, co kiedyś. Może te parę słów zachęci kogoś, by z pomocą paru gwoździ jakiejś deski i listewek zbić do kupy karmnik. To jak się zachowują zwierzęta, powinno też dać nam do myślenia. Początek tygodnia przywitał nas dwoma tragediami. Zamarzło dwóch mężczyzn. Nie chcę tu pisać co zawiniło. Kilka lat do tyłu zamarzł młody chłopak z mojej rodziny. Do dzisiaj zastanawiamy się, co i kto mógł zrobić, żeby do tej tragedii nie doszło. Jeśli macie w domu kogoś, kto może się gdzieś wstawić, albo będzie wracał po nocy, postarajcie się pomyśleć o tym, co i kto powinien zrobić zanim dojdzie do tragedii.
Podobne wpisy