Fakty i mity
Tydzień temu odwiedzili mnie niespodziewani goście. Zaczęło się około 20.00 od telefonu przyjaciela, z którym znam się z czasów przynależności do oazy w rodzinnej parafii. Pytał czy mimo późnej pory może mnie odwiedzić (planował przyjazd na godzinę 23.00).
Cieszyłem się na myśl tego spotkania do momentu, gdy dodał, że jedzie z kolegą z pracy (mieli mieć w Krakowie kilkudniowe szkolenie). W zasadzie nie miałem nic przeciwko koledze przyjaciela, bo w ogóle go nie znałem, ale wiadomo – trudno, abyśmy w jego obecności rozmawiali o historiach, które go nie dotyczą.
Mój przyjaciel przygotował koledze niespodziankę. Wspomniał, że wpadną na chwilę do znajomego, ale nie powiedział, że jestem księdzem. Dowiedział się o tym w momencie zaparkowania samochodu przed plebanią. Mimo zaskoczenia zachowywał się bardzo naturalnie. Szczerze powiedział, że jego związek z Kościołem jest raczej luźny.
Również ja szczerze odpowiadałem na jego pytania, a było ich całkiem sporo, ponieważ kolega przyjaciela, jak sam powiedział, musiał wykorzystać sytuację takiego prywatnego spotkania z księdzem. Wypytywał mnie o wszystko: O której wstaję? Jak wygląda mój dzień? Co to jest powołanie? Czy oglądam seriale? Skąd mam pieniądze? Jak się przygotowuję do kazań? Czy rozumie problemy parafian? Jak przeżywam celibat? Czy jestem szczęśliwy?
To tylko niektóre z licznych pytań. Zupełnie się im nie dziwiłem. Przypomniałem sobie pierwsze odwiedziny w mieszkaniu księdza, właśnie z czasów oazy. Ksiądz zaprosił uczestników Ruchu Światło-Życie na imieniny. W przeciwieństwie do swojego gościa, o nic nie pytałem (pytania zadawali inni). Siedziałem cicho w kącie chłonąc każde słowo duchownego.
Nie mówił nic nadzwyczajnego, ale pierwszy raz miałem okazję być blisko księdza w takiej zwyczajnej sytuacji, widząc go nie za ołtarzem albo przy biurku, ale we własnym domu (nie muszę pisać jak ważne we wzajemnym poznawaniu jest zobaczenie miejsca, gdzie ktoś śpi, je obiady itp.).
Po pożegnaniu gości pomyślałem, że w szkoda, iż my – duchowni i świeccy – tak mało się spotykamy poza kontekstem liturgii czy katechezy. (A gdzie i kiedy spotkać się z tymi, którzy są daleko od Kościoła?).
Po pożegnaniu gości pomyślałem, że w szkoda, iż my – duchowni i świeccy – tak mało się spotykamy poza kontekstem liturgii czy katechezy. (A gdzie i kiedy spotkać się z tymi, którzy są daleko od Kościoła?).
Wydaje mi się, iż wiele niedomówień i nieporozumień bierze się z braku zwyczajnej rozmowy. Dzięki dialogowi mogłoby być więcej faktów, a mniej mitów (to nieprawda, że kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa, a księża z Księżyca).
Felieton, który państwo czytacie, jest ostatnim, jaki publikuję w „Reporterze”. Zaczynałem ponad rok temu od tekstu pt. „Zajączek, a sprawa zmartwychwstania”, który ukazał się tuż przed Świętami Wielkanocnymi.
Felieton, który państwo czytacie, jest ostatnim, jaki publikuję w „Reporterze”. Zaczynałem ponad rok temu od tekstu pt. „Zajączek, a sprawa zmartwychwstania”, który ukazał się tuż przed Świętami Wielkanocnymi.
To właśnie wydarzenia roku kościelnego były głównym tematem moich artykułów. Nie chcąc się powtarzać w omawianiu tych samych treści, a także ze względu na nowe obowiązki, postanowiłem zakończyć współpracę z tygodnikiem. Serdecznie dziękuję wszystkim czytelnikom za lekturę.
Podobne wpisy